Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Dane wyjazdu:
151.39 km 3.98 km teren
06:15 h 24.22 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sędziszów Małopolski-Kolbuszowa-Sokołów Małopolski-Leżajsk-Kuryłówka-Luchów Górny-Wola Różaniecka-Zamch-Puszcza Solska-Hamernia-Długi Kąt

Niedziela, 23 maja 2010 · dodano: 23.05.2010 | Komentarze 2

Zdjęcia może będą, ale później, robiłem je w rawach, niestety w domu nie mam ich za bardzo w czym wywołać (instalki programów zostały w Krakowie), jeśli ściągnę jakiś program to coś wrzucę na dniach, jeśli nie, to zdjęcia pojawią się dopiero w lipcu, zresztą i tak niewiele fotek zrobiłem po drodze.

Adapter dzięki za wspólną jazdę. Na dniach postaram się opisać co się działo na trasie.

Ehh... Nie dadzą mi spokoju i bądź tu człowieku w tym kraju leniem patentowanym, po prostu się nie da. Wrzucam kilka zdjęć z wyjazdu, nie ma ich za wiele bo jak już wspomniałem, nie zrobiłem ich na tej trasie za dużo.

Jako, że nie mam od roku pociągu w swoje rodzinne strony (porypana spółka pkp postanowiła zamknąć stację Zamość i wszystkie stacje pośrednie na liniach od Stalowej Woli do Zamościa i od Horyńca Zdroju do Zamościa), więc od zeszłych wakacji jeżdżę sobie do domu częściowo pociągiem (okolice Rzeszowa), częściowo rowerem. Tym razem wybrałem się pociągiem z Krakowa do Sędziszowa Małopolskiego, a stamtąd już rowerkiem. Z pociągu zadzwoniłem do Adaptera (Marcin), czy nie chciałby się ze mną przejechać kawałek z Rzeszowa, okazało się, że jest w domu w Nowej Dębie i rzucił hasło aby się spotkać w Kolbuszowej. Postanowiłem więc nie jechać do samego Rzeszowa tylko wysiąść sobie w Sędziszowie, ze 20 km wcześniej. Stamtąd udałem się w stronę Kolbuszowej. Na drodze z Sędziszowa do Kolbuszowej miałem okazję jechać po naprawdę wyśmienitej nawierzchni, super asfalt, mały ruch i piękne lasy czego można chcieć więcej. Z Marcinem spotkałem się przed Kolbuszową, skąd wspólnie pojechaliśmy w stronę Sokołowa Małopolskiego.

Przed Kolbuszową mój wiekowy, popękany licznik zaczął szwankować, dzień wcześniej zalała go woda, więc już do końca dnia raz mi działał raz nie. Działał w sumie przez 90 km, dodatkowe 60 odpoczywał.

Z Marcinem jechało się super, pogadaliśmy sobie, podjedliśmy i podziwialiśmy mijany po drodze krajobraz. Droga w dalszym ciągu była bardzo dobrej jakości. Po jakichś 40 km wspólnej jazdy, Marcin zawrócił w stronę Nowej Dęby. Przed odjazdem zrobiłem mu podróżniczo-rowerowe zdjęcie ;-).

Marcin - Adapter © stamper



Ja z kolei udałem się w stronę Leżajska. Przed Leżajskiem zaczęło na mnie kropić z nieba więc trochę przyspieszyłem. Przez miasto przejechałem na przestrzał w stronę Kuryłówki zatrzymując się tylko na kilka chwil w Starym Mieście, gdzie sfotografowałem kościół parafialny pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli:


Stare Miasto - kościół parafialny Św. Andrzeja Boboli © stamper



W Kuryłówce odbiłem na Luchów Górny, licznik w dalszym ciągu szwankował, raz działał raz nie. Miałem dobry wiatr w plecy, droga też nie najgorsza więc jechałem cały czas około 35 km/h. Z Luchowa odbiłem na Wolę Różaniecką i później przejeżdżałem przez Różaniec, gdzie jakieś jełopy spod sklepu chciały mnie poszczuć psem, pies był jednak od nich mądrzejszy i nawet nie zwrócił na mnie uwagi, chyba byłem dla niego za chudy, samych kości nie będzie przecież gryzł. Następnie pokierowałem się w stronę Obszy. Przed Wolą Obszańską ponownie złapała mnie lokalna burza, którą przeczekałem pod przydrożnym kasztanem. W Woli Obszańskiej skierowałem się w stronę Zamchu a nie Łukowej, wybierając drogę ciut dłuższą ale o ileż milszą do jazdy. W Zamchu nadrobiłem jakieś 1700 metrów bo skręciłem za wcześnie w boczną dróżkę. Gdy już wróciłem na właściwe tory i zacząłem jechać właściwą, utwardzaną polną drogą w stronę Puszczy Solskiej spotkałem starszą panią na skuterze, która powiedziała do mnie tak: Paaaanieee, pan tędy nie przejedzie, chyba, że w gumiakach albo na bosaka, tam dalej jest pełno wody. Powiedziałem jej, że najwyżej skorzystam z jej rady i przejadę zalany odcinek bez butów, na co ona tylko pokiwała z niedowierzaniem głową. W moją wzmiankę o tym, że moje sakwy są nieprzemakalne też za bardzo nie wierzyła. Po chwili rozmowy każde z nas ruszyło w swoja stronę. Okazało się, że kobitka częściowo miała rację, przez drogę płynęły rzeczki, przelewając się z jednych pól na drugie ale jakoś udało mi się przejechać, nawet nie ściągając butów. Pewnie 2/3 dni wcześniej miałbym na tej trasie większe problemy. Tak mniej więcej wyglądała ta podmokła droga gruntowa:


Droga prowadząca do Puszczy Solskiej. © stamper



Po jakichś 3,5 km po tej utwardzanej drodze wjechałem w leśną asfaltówkę po Puszczy Solskiej. Nie minął mnie na niej przez kilkanaście km żaden samochód (jeżdżą tamtędy wyłącznie leśnicy), jest to droga marzenie dla każdego rowerzysty, dobry asfalt, zerowy ruch i stara puszcza wokoło, bardzo lubię tamtędy jeździć.


Kudłaty - Puszcza Solska © stamper



Z trasy rowerowej po Puszczy solskiej wyjechałem kilka km za Hamernią, tu aż do samego Długiego Kątu asfalt jest tragiczny, ciężko jest jechać powyżej 22/23 na godzinę aby nie pokrzywić sobie kół. Na szczęści do domu zostało mi tylko kilka km...

Ogólnie pokonaną tego dnia trasę uważam za bardzo fajną, może nie ma na niej jakichś spektakularnych widoków, wzniesień czy też zabytków architektury ale jedzie się nią bardzo przyjemnie. Ruch jest stosunkowo mały a drogi, szczególnie te na Podkarpaciu są w świetnym stanie, Lubelszczyzna południowa jest niestety jeszcze daleko w tyle...

Marcin, dzięki za wspólną jazdę i do zobaczenia w lipcu.


Komentarze
shem
| 16:39 czwartek, 27 maja 2010 | linkuj Świetne przedostatnie zdjęcie, podoba mi się też metafora z odpoczywającym licznikiem :-) Kupiłem sobie już ten aparat i uczę się obsługi :-)
Pozdrawiam i do zobaczenia
niradhara
| 05:01 poniedziałek, 24 maja 2010 | linkuj No to ściągnij, np. stąd i czekamy na fotki :)
Serdecznie pozdrawiam :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa nazeg
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]