Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Dane wyjazdu:
132.67 km 0.00 km teren
07:40 h 17.30 km/h:
Maks. pr.:54.30 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:769 m
Kalorie: kcal

Skandynawia. Dzień III. Färgaryd/Nissaryd - 4/5 km za Hodared a 13 przed Alingsas ;-).

Poniedziałek, 20 czerwca 2011 · dodano: 22.08.2011 | Komentarze 2

Trasa:
Färgaryd/Nissaryd-Landeryd-Broaryd-Burseryd-Hacksvik-Axelfors-Svenljunga- Sexdrega (fajna nazwa) i dalej drogą numer 27 do Boras (prawdopodobnie był tam zakaz jazdy rowerem, pachniało mi to zdecydowanie autostradą ale połknąłem na chybcika te 20 km)-Sanhult-Hodared i jakaś szopa 4/5 km za Hodared i 13 km przed Alingsas przy drodze nr 180.

Nie jechało mi się dziś najlepiej, szczególnie pierwsze 80 km. Jakieś w miarę sensowne tempo zacząłem utrzymywać dopiero na ostatnich 50 km, co dziwne, ochotę do szybszej jazdy wyzwoliły u mnie podjazdy. W sumie to może i nie takie dziwne w moim wykonaniu, bo mnie płaszczyzny zdecydowanie nudzą i wprowadzają w jakieś zniechęcenie i apatię. Te pierwsze 80 km to była dla mnie jakaś mordęga, niby siły były ale ochoty za grosz. Może znudziły mnie te lasy i powtarzanie trasy sprzed dwóch lat, bo w sumie powtórzyłem ją dziś w około 90%. A może wpływ na mój dziś dzisiejszy nastrój miało pierwsze znużenie samotną jazdą. Trochę to dziwne jak nie ma do kogo gęby otworzyć. Zgadawywałem trochę przydrożne krowy i owce ale one jakoś wyczuwały mój obcy akcent i ciężko nam się było dogadać. Jakieś takie nieśmiałe te szwedzkie bydlęcia.

No cóż Szwecja mnie nuży, zbyt płasko i ciągle tylko (piękne co prawda) lasy i jeziora (ileż się można tym zachwycać). Do Svenljungi było stosunkowo płasko, za to po wjechaniu na drogę nr 27 do Boras czekały mnie nieustanne kilkudziesięciometrowe hopki. Zaczęło się więc robić ciekawiej i bardzo dobrze bo bym pewnie zdechł na tej trasie, z nudów oczywiście ;-). W Boras się nie zatrzymuję, choć miasto jest dosyć ładne, ponieważ zaczyna mocniej padać deszcz. Tak w ogóle to deszcz towarzyszył mi dziś przez jakieś 100 km (pogoda jak to w Szwecji, często gówniana). Najgorsza była bardzo intensywna mżawka tuż za samym Boras. Czekał tam też na mnie 5/6 km łagodny podjazd a ten zakichany deszcz powodował, że nic przez te swoje okularnikowe patrzałki nie widziałem. Podjazd pokonywałem więc powoli w granicach 10-12 km/h. Później miałem ciut w dół i znowu hopkę za hopką. Na tych małych zjazdach można było jednak troszkę przycisnąć z prędkością. Po 22 zacząłem się rozglądać za jakimś miejscem noclegowym. Oczywiście namiotu nie miałem zamiaru rozbijać bo i po co ;-p. Na 132 km znalazłem fajną szopę niestety okazała się zamknięta, wracając spod tej szopy wpadłem po kolana w obleśne bagienko, stopy zamiast się umyć jeszcze bardziej mi się zaśmierdziały hehe. Kilkaset metrów dalej wypatrzyłem następną szopę, tutaj drzwi udało się mi bez problemu otworzyć i wtargałem się z gratami do środka. Było tam sporo starego szmelcu do uprawy pola, ale miejsca na rower i spanie też się sporo znalazło. Mogłem również rozwiesić swoje szmaty aby choć trochę podeschły.

Przed snem jeszcze trochę czytam książkę i około północy zasypiam, licząc, że jutro pogoda się poprawi.Zdjęć nie zamieszczam, bo przez cały dzień zrobiłem ich aż 3, słownie trzy i żadne nie jest warte poświecenia mu choćby chwili uwagi. Zresztą i tak nie było nić ciekawego do sfotografowania, a deszcz to już w ogóle zniechęcał do wyciągania z torby aparatu.

Na mapce dzisiejsza trasa wygląda tak:




Komentarze
stamper
| 16:11 wtorek, 23 sierpnia 2011 | linkuj Ja kawałek przez Węgry jechałem w zeszłym roku wracjąc ze Słowenii, mi się nawet podobały tamtejsze miasteczka, jest tam z pewnością więcej zabytków architektonicznych niż Szwecji, ale jest za to jeszcze bardziej płasko i nudno. Można więc traktować te kraje jako tranzytówki, takie przejechać i zapomnieć albo nastawić się tylko i wyłącznie na Szwecję czy Węgry, zwiedzając tamtejsze zabytki i w ogóle nie myśleć o sąsiednich krajach takich jak Rumunia (dla Węgier) czy też Norwegia (dla Szwecji). Wtedy powinno być lepiej ;-). Budapesz i Sztokholm (w obu byłem) są przepiękne no ale kto by się rowerem pchał do stolicy na rowerze ;-).
Pozdrawiam i czekam na Twoją relację, zdjęć pewnie macie mnóstwo.
bartek9007
| 23:46 poniedziałek, 22 sierpnia 2011 | linkuj hheh ja podobnie mialem na trasie do ruumuni, prawie umarlem na wegrzech , z nudow oczywiscie - najwieksze podjazdy to te pod podjazdy pod wiadukty i mosty... jesli chodzi o wpisy itp jestem na etpaie obrobki zdjec...
pzdr
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa umies
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]