Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Dane wyjazdu:
536.91 km 36.70 km teren
25:31 h 21.04 km/h:
Maks. pr.:50.51 km/h
Temperatura:31.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1280 m
Kalorie: kcal

Rekordzik... Odwiedzić Rudzisko

Czwartek, 28 czerwca 2012 · dodano: 06.07.2012 | Komentarze 13

Mój rekordowy dystans z sakwami (i bez również). 315 km zostało zrobione z Jarkiem i Bogdanem reszta już samotnie. Rudzisko przebywa obecnie nad morzem, więc nadarzyła się okazja aby trzepnąć jakąś rekordową trasę. Jarek także miał zamiar dotrzeć z Parczewa nad morze, także było już dwóch szaleńców. Trzeci znalazł się kilka dni przed wyjazdem (Bogdan) i dalej nie pozostało nam nic innego jak tylko starać się zrealizować ten śmiały plan.

Wystartowaliśmy z Jarkiem spod jego domu trochę po 3 rano, spaliśmy zaledwie 2.5 godziny ponieważ dzień wcześniej oglądaliśmy półfinał portugalsko-hiszpański (była dogrywka i karne). Wstawanie o drugiej w nocy to dla mnie zbrodnia, w sumie ja się często kładę o tej porze a teraz musiałem się pakować i ruszać w trasę. Z Bogdanem spotkaliśmy się przy fontannie w Parczewie około 4 nad ranem. Później już śmigamy we trzech delektując się budzącym nowym dniem na Podlasiu. Trasa którą jechaliśmy (jechałem) została wytyczona na wariata, 20 minut przed wyjściem na pociąg do Nałęczowa skąd jechałem dzień wcześniej na Polesie, stąd na trasie nie obyło się bez niespodzianek.

Początkowo jechało mi się tak sobie, mimo że do godziny 7 wiatr za bardzo nie przeszkadzał, co niestety miało miejsce przez następne 240 km. Byłem bardzo śpiący i jakoś nie mogłem się rozkręcić. Chłopaki trzymali równe tempo, jechaliśmy na zmiany po 2/3 km. Około 90 km wpierniczyliśmy się w las (kochany gps) i kilka km darliśmy po piachu.

Po pierwszej setce średnią mieliśmy około 23 km/h niby słaba ale w końcu jechaliśmy z sakwami, poza tym żaden z nas nie jechał wcześniej tak długiej trasy więc nie za bardzo wiedzieliśmy jak rozłożyć siły. Po setce zatrzymujemy się w również pod sklepem gdzie uzupełniamy zapasy a Bogdan ma pierwszego piwnego "pitstopa".

Po 8-smej ruch na drogach robi się coraz większy, mimo że omijamy Warszawę szerokim łukiem na drodze towarzyszą nam tiry, które kilkakrotnie spychają nas z jezdni. W Wyszkowie przekraczamy Bug, gdzie zatrzymujemy się w jakiejś azjatyckiej knajpie i jemy ich dziwaczne dania co później odbijało nam się czkawką (szczególnie mi). Po posiłku ruszamy dalej, ja czuję się nie najlepiej. Kręci mi się w głowie i masakrycznie chce mi się stać. Mówię chłopakom, że muszę się zatrzymać na moment. Stajemy pod jakąś stacją benzynową gdzie wypijam litr jakiegoś taniego energetyka i wcinam snickersa (przy okazji Bogdan ma drugi piwnystop). Po kilkunastu minutach takiego postoju i sporej dawce tauryny czuję się niemal jak nowo narodzony. Znowu zaczynam dawać zmiany i zapierniczać z werwą. W Pułtusku przekraczamy Narew. Do Ciechanowa jedziemy ciut naokoło, po drodze zatrzymujemy się w jakiejś wiosce na uzupełnienie zapasów (trzeci piwny-stop). Z Ciechanowa już droga wojewódzką (615) kierujemy się na Mławę, ruch i wiatr trochę ustał.

Powoli przesuwamy się coraz dalej na północ, zbliżając się do granic północnego Mazowsza. Około 22 docieramy do Mławy. Bogdan ma coraz większe problemy ze ścięgnami. Na budziku już 300 km więc chwilę odpoczywamy na rynku. W Mławie chłopaki decydują się jednak odpuścić nocna jazdę i postanawiają się rozbić kilka km za miastem. Rozstajemy się około 23, po wspólnym przebyciu 315 km postanawiam dalej jechać sam.

Kieruję się na Działdowo, przy okazji opuszczając Mazowsze wjeżdżam w warmińsko -mazurskie. Drogi trochę się psują. Jestem coraz bardziej śpiący. Robie coraz częstsze przerwy aby tylko jakoś przetrwać noc. Z 10 km za Działdowem odbijam w boczne drogi. W Turzy Wielkiej robię sobie dłuższy postój po kościołem. Ucinam sobie dwie krótkie drzemki z przerwą na podjadanie (25 i 15 minut). Noc jest bardzo ciepła co zwiastuje niezły upał następnego dnia. Po około 70/80 minutach przerwy ruszam dalej. Zaczyna świtać. Robię trochę zdjęć, bocznymi dziurawymi drogami kieruje się na Lubawę. Zdjęcia zajmują mi sporo czasu, staram się jakoś rozruszać aby nie nie zasnąć za kierownicą. Na jakiejś bocznej górce drzemię kolejne 20/25 minut po czym już ostrzej ruszam przed siebie. Przy jakimś pierwszym otwartym sklepie uzupełniam zapasy żywieniowe. Wypijam też litrowego Blacka co w końcu stawia mnie na nogi. O tym jak daleko odjechałem już od południa polski przekonuje się słuchając sprzedawcy, który w co drugim słowie mówi "jo, jo".

Droga z Lubawy do Iławy to chyba najgorszy fragment tej trasy, masakryczny ruch, brak pobocza, mnóstwo tirów, beznadziejne muldy przy krawędzi jezdzni. Kilkukrotnie zostałem zepchnięty z drogi, kierowcy z Warmii wydają mi się nieźle pojebani. Powoli zaczynam tęsknić za wariatami z Małopolski. Z Iławy drogą 521 udaję się wciąż na północ. Dojeżdżam do gminy Prabuty gdzie pstrykam kilka zdjęć (wjeżdżam do województwa pomorskiego). Zaczynają się pierwsze małe "zmarszczki" na tej ogólnie płaskiej jak stół trasie.

Z Prabut lasami, ponad 9 km bez asfaltu, dojeżdżam do drogi 524 i dalej innymi drogami wojewódzkimi dojeżdżam do Gniewu. Tutejsze asfalty są bardzo kiepskiej jakości. Z rzadka "kładę" się na lemondce, na tych dziurach jest po prostu zbyt niebezpiecznie. Upał daje mi się coraz bardziej we znaki. Temperatura wynosi ponad 30 stopni. Około 14-stej dojeżdżam do Gniewu gdzie ze 20 minut czekam na prom. To czekania i sama przeprawa nieźle mnie osłabiła. Upał stał się dla mnie nieznośny. Chwilę odpoczywam na drugim brzegu Wisły pod zamkiem, by w końcu około 15:20 ruszyć w dalszą drogę. Z 10 km cisnę krajową jedynką. Zastanawiam się nawet czy nie jechać nią aż do Gdańska, droga ma dosyć szeroki pas techniczny, ruch jest co prawda na niej spory ale szybko jadące auta podciągają mnie do przodu.

Po chwili postoju na skrzyżowaniu do Pelplina postawiam jednak jechać bocznymi drogami, wygrywa rozsądek, że lepiej nie ryzykować jazdy w takim upale i zmęczeniu słońcem po tak ruchliwej trasie. Za Janiszewem na 15 minut kładę się w krzakach, nie śpię ale zamykam oczy. Staram się jakoś przetrwać ten lejący się żar z nieba. W Pelplinie kupuję trochę owoców oraz nowy zapas płynów. Powoli zaczyna się robić chłodniej.

Za Pelplinem poruszam się coraz to bardziej dziwnymi bocznymi dróżkami, jak nie po piachu to po jakichś kamiennych kocich łbach, szutrze i przeróżnego rodzaju płytówkach. Chyba najbardziej przypadł mi do gustu szutrowy odcinek wzdłuż jeziora zduńskiego, choć jego końcówka była już nieźle piaszczysta a na dodatek prowadziła sporo pod górę. Ogólnie taka jazda bocznymi dróżkami ma swoje zalety, niestety raczej nie na takich dystansach, mając ze sobą sakwy i po praktycznie dwóch nieprzespanych nocach.

Na w miarę normalną drogę wbijam się w Godziszewie skąd do Trąbek Wielkich (co za nazwa) śmigam drogą nr 222. W Trąbkach znowu odbijam na zadupia, na jednej z takich polnych dróżek urywam dolny hak od sakwy. Nie naprawiam tego, ponieważ tak obciążone sakwy bardzo dobrze trzymają się na samych górnych hakach. Powoli zaczynam mieć dość tych wertepów. Mam już za sobą ponad 30 km poza asfaltowych traktów i 500 km w nogach. Zbliża się też kolejna noc. Decyduję się więc odbić z wertepów na Kolbudy i Gdańsk, skąd miałem zamiar podjechac do Władysławowa pociągiem.

W Kolbudach po krótkiej rozmowie z Rudziskiem dochodzę do wniosku, że nie będę się przedzierał do Gdańska, w sumie nawet nie wiedziałem, czy miałbym tam wieczorem jeszcze jakiś pociąg do "Władka". Postanawiam zjechać z głównej trasy i ponownie wjechać na kocie łby. Zaczynam żałować, że zjechałem z tej porypanej wyznaczonej na "głupa" trasy. Decyduję się na nią wrócić, na gps-ie widzę jakiś leśny skrót. Droga okazuje się zamknięta szlabanem ale to dla rowerzysty przecież nie problem. Wjeżdżam ponownie w las, po około 2 km wertepków stwierdzam, że jednak rezygnuje i nie będę zarywał kolejnej nocy tłukąc się po nieznanych leśnych drogach. Swój sakwiarski rekord (nie jeżdżę na golasa) i tak poprawiłem o ponad 230km, resztę trasy postanawiam dokończyć jutro. Chwilę szukam miejsca na nocleg i gdy po kilku minutach znajduję odpowiednie drzewa rozwieszam swój hamak, bo przecież nie po to wiozłem go przeszło 500 km aby teraz spać na ziemi. Zasypiam bardzo szybko, trochę zawiedziony, że jednak nie dałem rady dociągnąć tych kilkudziesięciu km do Jastrzębiej Góry.


Podsumowując wyjazd, muszę przyznać, że był on bardzo szalony, szczególnie ten brak wytyczenia wcześniej trasy, takie jechanie z głupa może jest i dobre na 100/150 km ale nie na 500/600. Przeżyć przeżyłem, z lekka pobolewały mnie następnego dnia Achillesy, spiekłem sobie gębę i trochę poobijałem dupsko. Generalnie jednak nie było tak źle, bez obciążenia na pewno przejechałbym tę trasę, również gdyby nie przeciwny wiatr pierwszego dnia (około 230 km) to pewnie także dotarłbym do celu za "jednym machnięciem". No cóż trudno, jeszcze pewnie kiedys się spróbuję z taką trasą, ale pewnie ruszę w drogę o ciut późniejszej porze niż 3 rano, bądź dnia poprzedniego przynajmniej się wyśpię ;-).

Muszę również bardzo podziękować Jarkowi i Bogdanowi bez których raczej nie zrobiłbym tej trasy na raz. Bogdan gratuluję życiówki, bardzo miło było Cię poznać i do zobaczenia na trasie. Jarek, dzięki za inicjatywę i pomysł, do następnego oczywiście ;-).



Mapka:


Rekordowy jest nie tylko dystans, ale również ilość zdjęć jakie wrzucę do jednej wycieczki ;-p:

Podlasie się budzi. © stamper


Podlasie... © stamper


Gdy słońce się budzi... © stamper


Poranne mgły. © stamper


Stojaki na siano... © stamper


Tak nas prowadził GPS... © stamper


Bogdan i Jarek przed Warszawą... © stamper


Nad Bugiem. © stamper


Rzeka Bug... © stamper


Nad Narwią. © stamper


Słońce się kładzie. © stamper


W stronę słońca. © stamper


Na horyzont. © stamper


Nowy dzień... © stamper


Świtanie... © stamper


Prześwity... © stamper


Gmina Prabuty © stamper


I moje prabuty. © stamper


Stefan na kocich łbach. © stamper


Pomorskie drożyny... © stamper


Widziane z bliska... © stamper


Na końskim szlaku... © stamper


Przeprawa promowa w Gniewie © stamper


Zamek w Gniewie. © stamper


Nad brzegiem Wisły... © stamper


"Gniewny zamek"... © stamper


Nadwiślańska skarpa. © stamper


Pelplińskie wiatraki. © stamper


W krainie wiatraków. © stamper


Droga wzdłuż jeziora zduńskiego. © stamper


Zmiana nawierzchni. © stamper


Widziane z bliska... © stamper


Zbliża się wieczór. © stamper


I znowu zmiana nawierzchni, kilkadziesiąt metrów wcześniej urwałem dolny hak od sakwy... © stamper


W tej ambonie mógłbym się wreszcie zdrzemnąć. © stamper


Stefan na płytówce. © stamper


Mój nowy sakwiarski rekord. © stamper



Komentarze
stamper
| 23:25 czwartek, 17 stycznia 2013 | linkuj Foka nie ma się czego bać trzeba tylko wsiąść na rower i ruszyć przed siebie.

Sikorski przyznam szczerze, że tę trasę wklepałem na gps-a kilka godzin przed wyjazdem. Żaden z nas nie znał tych dróg ani się nie zastanawiał nad ich jakością. Tak jakoś wyszło, pojechaliśmy na azymut ;-).
sikorski33
| 20:46 czwartek, 17 stycznia 2013 | linkuj Superacka wycieczka. Szacuneczek za dystans. Widzę że nawet zahaczyliście o moje okolice i faktycznie mogliście jechać lepszymi drogami. Często bywam w tych okolicach. Mogliście śmigać przez Tczew.
Pozdrawiam.
foka | 19:55 sobota, 12 stycznia 2013 | linkuj Jesteście super goście. Ciągle marzę o takich wycieczkach ale się boję. Popieram z całego serca...
siwy-zgr
| 10:14 środa, 11 lipca 2012 | linkuj Ciekawe zdjęcia i imponujący dystans. Szacuneczek i gratulacje :)
niradhara
| 12:24 poniedziałek, 9 lipca 2012 | linkuj Boskie szaleństwo! I jeszcze fotki chciało Ci się robić...
Podziwiam i gratuluję :-)
stamper
| 21:55 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Podziękował, podziękował.

Van Wasze trasy widziałem, Wy mieliście trasę trochę krótszą ale zdecydowanie bardziej wymagającą kondycyjnie, ja musiałem się dociążyć sakwami aby coś poczuć na tych nizinach (żartuję oczywiście ;-).

Pozdrawiam
jurektc
| 16:15 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Wielki podziw ,gratuluje dystansu.
jarrek-removed
| 11:17 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Podziwiam !!!
akacja68
| 09:26 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Cudne zdjęcia, zwłaszcza te o poranku. Trasa też robi wrażenie.
vanhelsing
| 09:05 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Moje gratulacje, świetny wynik :)

Zdjęcia są świetne, zwłaszcza porannych mgieł, miałem to samo parę dni temu, aż chce się wtedy nad ranem jechać :)
pr0zak
| 07:02 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Gratulacje niezły wypad takie wypady na głupa zawsze są ciekawsze niż dokładnie zaplanowanie, zdjecia bardzo fajnie :D
stamper
| 06:40 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Dzięki Flash. Jak się jedzie do krainy cyborgów (czyli w pomorskie i na Warmię, skąd jest cała niemal czołówka BS) to samemu trzeba się stać cyborgiem. Tereny do jazdy macie tam świetne, szczególnie dla mtb, jeśli ktoś lubi poćwiczyć interwały po krzakach, lasach i bocznych drużkach.

Pozdrower
flash
| 04:47 sobota, 7 lipca 2012 | linkuj Fajna relacja, świetny trip :)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa taprz
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]