Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Dane wyjazdu:
109.63 km 6.70 km teren
05:27 h 20.12 km/h:
Maks. pr.:37.54 km/h
Temperatura:1.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:209 m
Kalorie: kcal

Klapa...

Wtorek, 29 stycznia 2013 · dodano: 30.01.2013 | Komentarze 3

Puszcza Niepołomicka. © stamper



Bikeroutetoaster

Bikemap:



Wycieczka od samego startu była skazana na niepowodzenie. Po pierwsze miałem wyjechać koło 10, a wyjechałem o 14:40. Pierwotnie to miałem wyjechać nawet przed 7, ale jak się człowiek kładzie o 5 rano, to raczej na 7 się nie zbierze ;-p. Moim nieprzejednanym wrogiem jest internet, jak z rana załączę neta to nie ma bata, abym się szybko zerwał do czegokolwiek. Gdy już w końcu zebrałem się na ten rower po dodatkowej godzinie łażenia w kółko, to zaczęło padać na całego (o 10 było jeszcze słońce ;-(). No nic, załączyłem gps-a, założyłem kurtkę przeciwdeszczową i powiedziałem sobie, że jadę, a dokąd dojadę to sam nie wiem.

Przejazd przez Kraków koszmarny, akurat zaczynały się poważne korki, na Rybitwach raz jadę 3-pasmówką, raz brejo-ścieżką. Jedzie się kiszkowato po obu nawierzchniach. Gdy po 13 km wyjeżdżam poza miasto od razu dostałem wiatr w żagle. Prędkość podskoczyła do około 30 km/h, co wcale nie jest takie łatwe, jadąc z sakwami i na grubych laćkach, w tym jednej z kolcami. Do Niepołomic dojeżdżam naprawdę sprawnie. Chwilę się waham, czy zatrzymać się na jakąś fotę pod zamkiem, ale szybko rezygnuję z tego pomysłu. Szkoda czasu na ten zamek, byłem tu przecież sporo razy i nie raz jeszcze pewnie zawitam. Kieruję się w stronę puszczy niepołomickiej. Na trakcie królewskim droga od razu staje się dużo mniej przejezdna. Błoto pośniegowe, muldy lodu, zacinający deszcz i zadziwiająco duży ruch. Zatrzymuję się na chwilę, aby pstryknąć jakiekolwiek zdjęcie, jem podwójnego snickersa i po chwili jadę dalej. Na najbliższej krzyżówce decyduję się nie jechać dalej przez zlodowaciałą puszczę. Skręcam na drogę nr 964.

Na drodze wojewódzkiej od razu przyśpieszam, przez jakieś 7 km trzymam tempo powyżej 30 km/h jedzie się świetnie. Niestety - nic, co dobre nie może trwać za długo, więc ponownie zaczyna padać i to coraz mocniej. Zrobiło się też całkiem ciemno. Na dodatek asfalt jest coraz gorszy, morale spada, robię się też głodny. W Szczurowej wbijam się w niezłą dziurę, mimo, że od kilku km jadę dodatkowo z czołówką. Zaczynam rozglądać się za jakimś przystankiem, aby coś zjeść. Jak na złość w tym miejscu trafiam na jakieś 6 km lasów. Ciemno jak w dupie, łapy mi zamarzają i deszcz sieka mnie po twarzy, na dodatek coraz bardziej dokucza mi lewe kolano. Powoli zaczynam wietrzyć spisek, że ta noga zawsze daje o sobie znać, jak mam w planach coś około 200 km. Jak mam zamiar zrobić około 100, to daje radę, jak mam wykręcić coś więcej, to wysiada już po 60/70 km, paranoja jakaś.

W końcu znajduję jakąś budę na poboczu, prawą ręką ledwo mogę ruszać tak mi zdrętwiała (nie chciało mi się zatrzymywać w lesie, aby zmienić rękawiczki), czuję się wypompowany. Morale mam do bani, humor trochę poprawiam sobie kanapką z kiełbasą, którą później dodatkowo zagryzam czekoladą wedla i zapijam tanim energetykiem z żabki. Nie ma to jak zdrowe żarcie. Siedzę na tym przystanku ze 25 minut, ubieram jeszcze jedną bluzę i postanawiam, że olewam to, spadam na pociąg. Decyduję się zawrócić kilkaset metrów i wbić na boczne drogi. To był oczywiście błąd, ale, że jestem uparty jak osioł (albo i bardziej), to jadę dalej tą "skrótową", strasznie oblodzona drogą. Pełno na niej kałuż i lodu, na dodatek jakiś debil schlapał mnie całego przy wyprzedzaniu.

W Radłowie zaczyna mi odtajać prawa dłoń, co jak zwykle w takich sytuacjach powoduje dosyć spory ból. Chwilę więc czekam i zastanawiam się, jak jechać - oczywiście znowu wybieram wertepy, jeszcze bardziej oblodzone niż poprzednie i następne 5 km jadę po kompletnej szklance. Masakra, turlam się po 15 km/h. Gdy mnie coś wymija bądź, wyprzedza to zwalniam do 10 km/h. Droga wyraźnie poprawia się w Bielczy, skąd mam już niewiele km do Brzeska. W Sterkowcu obczajam pociągi, została mi jedna osobówka, która ma niby jechać za 30 minut, aby nie czekać bezczynnie, postanawiam podjechać do samego Brzeska i tam wsiąść do parowozu. Pozostało mi jakieś 7 km i 40 minut czasu, więc zbytnio się nie spinam, mimo to noga boli coraz bardziej, deszcz również nie daje za wygraną. Chyba jednak dobrze, że odpuściłem sobie dalsza jazdę. W sumie to już moja 4 długodystansowa porażka w ciągu ostatnich 10 tygodni. Chyba muszę poczekać do wiosny, a już na pewno wybrać się na wycieczkę w lepsza pogodę.

Pociąg spóźnia się tylko 5 minut. Konduktor o dziwo sam do mnie przyłazi, ogrzewanie jest, więc nie jedzie się tak źle. 51 km pociąg pokonuje w 75 minut, nie ma to jak polska kolej dużych prędkości.

W Krakowie jakiś taksiarz zwraca mi uwagę, że jadę buspasem, pokazuję mu środkowy palec i jadę dalej. Niech spieprza. Jest godzina 23:30, drogi puste, za 400 metrów mam skręt, a ten debil wrzeszczy do mnie coś przez uchylone okno. Ciekawe, czy sam tak przestrzega przepisów i np nie wpierdziela się na kontrapasy, czy też nie zatrzymuje na środku drogi, aby wypuścić jakiegoś ludzika (w Krk takie zachowania u taksiarzy są nagminne). Dobrze, że koleś nie próbował mnie zatrzymać, bo pewnie zasadziłbym mu kopa w dupę, a muszę przyznać, że buty miałem ciężkie od wody ;-p.




Komentarze
stamper
| 23:42 środa, 30 stycznia 2013 | linkuj Morsie ja chcę więcej i więcej. Żart. Od listopadowego ponad 200 km wypadu z Waxmundem mam duże problemy ze ścięgnem na ciągłych trasach. W pracy mi to nie przeszkadza, ale jak jadę "ciągiem" to się to ustrojstwo odzywa.

"Parowóz", bo porusza się jak parowóz, średnia to max 40 km/h. Kiedyś się jechało do Rzeszowa 2:40 a teraz pociągi toczą się powyżej 4h. Paranoja jakaś. To samo Krk-Katowice. 10 lat temu 1:20, teraz 2:15. Żenada.

Kolce dobra sprawa, chociaż mnie słychać na mieście ;-). Średnio jeździ się na tym max 1/2 km wolniej więc nie jest tak źle. Za to na lodzie czuję się o niebo pewniej, czasem aż za pewnie ;-p.
mors
| 23:21 środa, 30 stycznia 2013 | linkuj 100km+ na kolcach? o_O
Parowóz? To taka przenośnia, czy dosłownie?
Dystans przyzwoity, a jak na te warunki to nawet bardzo - nie wiem, czego Ty od siebie chcesz. ;)
worekfoliowy
| 23:11 środa, 30 stycznia 2013 | linkuj Szanse na poprawę pogody wydają się być niewielkie ; Mają zdarzyć się dni bez deszczu ale niezbyt skumulowane - wyjazdy z sakwami tracą sens.

Widziałeś PW na forum? W piątek będę chyba w końcu zamawiał, więc gdybyś coś chciał mogę bezkosztowo dołożyć do paczki.

Aha, dalej jestem uziemiony.
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa cnymo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]