Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

> 100 km

Dystans całkowity:12506.72 km (w terenie 474.33 km; 3.79%)
Czas w ruchu:626:59
Średnia prędkość:19.95 km/h
Maksymalna prędkość:73.60 km/h
Suma podjazdów:69777 m
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:140.52 km i 7h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
101.49 km 4.60 km teren
06:14 h 16.28 km/h:
Maks. pr.:43.80 km/h
Temperatura:-9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:784 m
Kalorie: kcal

Na kraniec świata...

Niedziela, 23 grudnia 2012 · dodano: 26.12.2012 | Komentarze 2

Mając kilka dni wolnego wymyśliłem sobie pewną trasę, dosyć trudną i długą, trochę powyżej 200 km. Od razu powiem, że nie wyszło tak jak miało być. Powodów było kilka. Po pierwsze zachciało mi się jechać bez spania co po raz kolejny w moim wypadku okazało się błędem (wyjechałem o 2 w nocy), po drugie wciąż mam problemy z lewym kolanem przy dłuższej jeździe. Po trzecie zawiodło mnie nastawienie, miałem możliwość noclegu w pół drogi i z niego skorzystałem, niestety po nieprzespanej nocy i 100 km w temperaturze -9'C nie miałem ochoty na dalsze kilka godzin na mrozie. Po czwarte wiatr dał mi do wiwatu i tego dnia pokazał, że jednak on tu rządzi. Po piąte, na te warunki przydałaby mi się jednak opona z kolcami na przód (mam w drugim rowerze, zamówiłem kolejną ale nie doszła przed świętami), uniknąłbym być może wtedy dosyć bolesnego upadku na chyba najgorszej szklance po której jeździłem (w Śladkowie Małym).

No cóż nie udało się, mimo to wycieczka czegoś mnie nauczyła. Bez sensu jest robić coś na siłę, jazda ma być przyjemnością a nie umartwianiem się. Mróz tym razem nie był dla mnie przeszkodą nie do przejścia(nowe rękawiczki dają radę, gdy momentami mimo to było mi zimno zakładałem na dłonie również druga parę skarpet ;-p), takim wrogiem okazało się niewyspanie i brak słońca, które mogłoby mnie zmotywować do robienia zdjęć, które z kolei nakręciłyby mnie do dalszej jazdy. Było niestety buro, brudno, wietrznie i zimno. W takich okolicznościach motywacja tak mi spadła, że z trudem turlałem się te 16 km/h, robiąc co kilka km postoje i przysypiając na ławkach. Od 80 km zaczęło mnie kłuć pod kolanem, wtedy już wiedziałem, że z jazdy nic już nie będzie, dyrknąłem więc do Wojtka i zgadałem się na nocleg u niego bez wykręcania dodatkowych wojaży. Niby dałem ciała ale w sumie coś tam jednak przejechałem, te 100 km w takim mrozie i w większości pokonane w nocy to nieczęsto mi się zdarzają. Odwiedziłem również po raz pierwszy rowerem świętokrzyskie, zaliczając po drodze kilka nowych gmin. Dotarłem również do Szyszczyc, czyli jak mówi Wojtek na sam kraniec świata, trochę z tym przesadził, byłem w znacznie mniej cywilizowanych miejscach ;-p.

Świętokrzyskie z pewnością nie raz jeszcze odwiedzę, ponieważ wydaje mi się, że jest tam naprawdę sporo pięknych miejsc, które jednak warto odwiedzić w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych. Aha całkowicie sprawdziło mi się "staropolskie" przysłowie, że mało gdzie tak piździ jak w kieleckim ;-p.

Mapka



Kilka straszliwych gniotów:

Przed Pińczowem © stamper


Zmrożona Nida © stamper


Widok na Pińczów © stamper


Barokowo-klasycystyczny pałac w Śladkowie Dużym © stamper


Boczne drogi © stamper


Jeździec bez głowy © stamper


Dane wyjazdu:
223.44 km 0.10 km teren
10:07 h 22.09 km/h:
Maks. pr.:63.04 km/h
Temperatura:5.5
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2731 m
Kalorie: kcal

Małopolska penetracja...

Wtorek, 6 listopada 2012 · dodano: 12.11.2012 | Komentarze 0

Zapoznawczy wypad z Waxmundem. Wax od razu wymyślił trasę z grubej rury. Mieliśmy zrobić około 360 km, wyszło 220, w warunkach jakich jechaliśmy (bardzo silny, w większości niekorzystny wiatr, deszcz i temperatura w okolicach 6'C) to i tak nieźle. Pisać co i jak za bardzo mi się nie chce, bo minęło już kilka dni od tego wypadu i jakoś nie mam ochoty i weny, aby się produkować. Jeśli kogoś interesuje, jak mniej więcej wyglądał nasz wypad, może zajrzeć tutaj.

Od siebie dodam, że było bardzo fajnie, kondycyjnie trochę od Waxa odstawałem, ale nie było dla niego problemem zwolnić i zaczekać na mnie od czasu do czasu. Dla mnie było to nowe doświadczenie, bo zwykle to ja czekałem na kolegów, którzy ze mną jeździli. Oczywiście zabrałem ze sobą za dużo rzeczy, szczególnie żarcia (jadłem je jeszcze przez następne 3 dni ;-p), przez co trochę niepotrzebnie namęczyłem się na podjazdach. Niby tyle jeżdżę, a dalej nie umiem się spakować, bo zawsze stosuję zasadę, że warto wziąć czegoś więcej, aniżeli za mało. Tyle tylko, że tak naprawdę bardzo rzadko z tego korzystam, a na tak wymagających trasach każdy kilogram waży podwójnie.

Szkoda, że pogoda niezbyt nam dopisała, bo być może udałoby się wykręcić kilka km więcej - całej trasy chyba byśmy o tej porze roku jednak nie zrobili, pod wieczór brakło motywacji, a i krótkie, acz naprawdę strome, ścianki dały naszym kolanom trochę w kość. No cóż, ważne, że w ogóle chciało nam się ruszyć dupska i przewietrzyć maszyny poza krakowskim zadymionym smrodkiem.

Mapka wypadu

oraz druga mapka:






Małopolskie pagórki. © stamper


Wax Podjazdowy. © stamper


Idzie burza... © stamper


A droga długa jest. © stamper


Biecki ratusz. © stamper


Pogórze karpackie © stamper


Wyszło słońce. © stamper


Klasztor Ojców Redemptorystów, Tuchów. © stamper


W świetle zachodzącego słońca © stamper


Ratusz w Tarnowie © stamper


Dane wyjazdu:
104.57 km 7.30 km teren
05:12 h 20.11 km/h:
Maks. pr.:65.07 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1385 m
Kalorie: kcal

Z wizytą w Paryżu...

Poniedziałek, 15 października 2012 · dodano: 16.10.2012 | Komentarze 4

Postanowiliśmy dziś z Rudziskiem odwiedzić miejscowość Paryż (nie, nie ten paskudny francuski) o której to wielokrotnie wspominał mi mój brat. W sumie to wspominał mi bardziej o tamtejszym podjeździe a nie samej wiosce. Aby w końcu zaspokoić swoja ciekawość ruszyliśmy tuz po 13 do Paryża. Najpierw dobrze znanymi nam drogami by od Woli Filipowskiej wkroczyć na tereny mniej już przez nas objeżdżone. Tam też zaczęła się prawdziwa zabawa bo i zaczęły się podjazdy. Dodam, że całkiem spore podjazdy, może niezbyt długie ale nachylenie miejscami wynosiło około 20%. W ogóle tereny na północ od Krzeszowic są rewelacyjne na rower, nie bywam tam zbyt często ale jak już się tam zapuszczę to zawsze jestem wniebowzięty. W sumie może to trochę dziwne ale tamte okolice prawie wcale nie są eksplorowane przez ludzi z BS albo ja jakoś nie trafiam na relację wycieczek z tamtych rejonów. Krakersi ups, Krakusi to ciągle tylko tłuką się po lasku wolskim, suną się na Tyniec bądź od czasu do czasu wybiorą się do puszczy niepołomickiej ewentualnie wyskoczą na jakiej pobliskie południowe górki, a w tereny około krzeszowickie niemal nikt nie jeździ. Dziwne to. A zresztą może to i lepiej tamtejsze drogi będą należeć tylko do mnie hehe.

Wycieczka z gps-em więc trasa trochę dziwna, nie obyło się bez moich słynnych skrótów i śmiganiu po miedzy, polu, przeróżnych kamieniach i wertepach. Fajnie było, trzeba będzie te trasę kiedyś powtórzyć.


Puszcza Dulowska. © stamper


Rudzisko w Paryżu © stamper


Tenczyński Park Krajobrazowy © stamper


Rudzisko na polnym szlaku © stamper


W ostatnich promieniach słońca © stamper


Taki oto skrót... © stamper


Druga młodość rzepaku © stamper





Dane wyjazdu:
150.02 km 8.20 km teren
07:57 h 18.87 km/h:
Maks. pr.:59.38 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1936 m
Kalorie: kcal

Same klęski...

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 31.08.2012 | Komentarze 0

Pecha ciąg dalszy z poprzedniego dnia. Już na starcie okazuje się, że B. ma kapcia, na dopompowaniach dojeżdżamy do Krosna tam wymieniam dętkę. Bolą mnie plecy po spaniu na jakichś wystających z ziemi kamieniach (spałem wiele razy po rowach i innych dziwnych miejscach ale chyba mało kiedy spało mi się aż tak niewygodnie). Pogoda trochę lepsza choć kilka razy kropi deszcz. Kierujemy się cały czas na południe, mimo że najchętniej klapnąłbym przed kompem i wcinał chipsy.

Za Chyrową obieram terenowy "skrót" na którym obydwoje łapiemy kapcie i na jednym z postojów gryzą mnie czerwone mrówki. Ochota do jazdy żadna. W Krempnej zauważamy, że Beacie znowu ucieka powietrze, raz jeszcze zmieniam dętkę, uszkadzając przy tym wentyl (chujowe presty), co ostatecznie zniechęca mnie do walki z towarzyszącym nam na tym wyjeździe pechem. Postanawiamy wracać na jakiś pociąg. Pojawiają się różne opcje w końcu pada na Tarnów. Jest godzina 18 a my mamy na budziku ledwo ponad 75 km. Do Tarnowa drugie tyle. Zaczynamy wiec mocniej cisnąć i tak do 120 km jedziemy całkiem sprawnie, rozmemłanie gdzieś uciekło. Jakieś 20/25 km przed Tarnowem Rudzisko trochę słabnie (dosyć pofalowana trasa daje o sobie znać), jedziemy więc wolniej, mimo to na pociąg docieramy 40 minut przed czasem. O 1 w nocy jesteśmy w Krakowie, myślimy jak to dobrze, że ten wypad się już skończył.

Plan zdecydowanie nie został osiągnięty (mieliśmy przez Słowację wjechać w Pieniny), mimo to jakieś plusy można znaleźć. Beata pobiła swój rekord kilometrowy (i to po górach), zaliczyliśmy kilka nowych gmin i obiecaliśmy sobie, że na pewno jeszcze wrócimy na Podkarpacie i Magurę bo naprawdę warto.

Cerkiew w Chyrowej. © stamper


Na szlaku... © stamper


Stamperowe skróty... © stamper


Myscowa... © stamper


Cerkiew w Krempnej. © stamper


Krempna... © stamper


Podkarpacie... © stamper


Znowu skróty... © stamper


Wiatraki... © stamper


W stronę Tarnowa. © stamper




Dane wyjazdu:
202.10 km 19.17 km teren
09:21 h 21.61 km/h:
Maks. pr.:61.73 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1133 m
Kalorie: kcal

Po Mondiale...

Środa, 25 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 4

Wypad po nowe oponki, miałem jechać dzień wcześniej ale mi się nie chciało. Za karę zlało mnie na trasie. Około 70 km darłem przez śląskie i zagłębiowskie miasta. Trasa taka sobie, urozmaicały mi ją liczne, krótkie podjazdy oraz odcinki terenowe (niebieski szlak między Trzebinią i Jaworznem oraz trasy w puszczy dulowskiej). Między 130 a 165 km strasznie mnie ścięło. Czułem się jakoś struty i "przesłodzony" ilością zjedzonych przeze mnie batoników oraz czekolad. Polepszyło mi się tuż przed Tenczynkiem gdy wjechałem na znakomity nowy asfalt.

W drodze powrotnej odwiedziłem brata w Nawojowej Górze obczaić jego nowy rower. Powrót przez Kleszczów, dawno nie jechałem tą trasą do Balic. Położyli nowy asfalt więc można tam teraz nieźle "pocinać", nawet po ciemku tak jak ja teraz jechałem.

Do 200 km zabrakło mi około 150 metrów więc pod domem dokręciłem jeszcze małe kółeczko aby dystans wyglądał "poważniej" ;-).

Lepsza mapka na bikeroutetoaster, bikemap.net jest gówniany



Zdjęć mało bo pogoda i trasa nieciekawa.

Ścieżka w Puszczy Dulowskiej. © stamper


Kalwaria Piekarska. © stamper


Zamek w Będzinie. © stamper


Kokpit sterowniczy. © stamper


Niebieskim szlakiem... © stamper


Smrodowniki, Trzebinia. © stamper


Niebieski szlak... © stamper


Dane wyjazdu:
106.59 km 3.55 km teren
04:51 h 21.98 km/h:
Maks. pr.:54.01 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:364 m
Kalorie: kcal

Kralova Hola (1948 m.n.p.m.) powrót polski (BB-Krk)...

Niedziela, 15 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 0

Jakieś 25 km z Mileną i Pawłem (dzięki za przemiłe towarzystwo i nocleg). Później już samotnie omijając główne drogi. Trasa dosyć prosta, praktycznie bez górek.

Wypad na Kralową Holę zakończony, Tatry Wysokie i Niskie objechane, znajomi odwiedzeni. Pogoda w miarę dopisała, widoki przepiękne, trzeba będzie się tam jeszcze kiedyś wybrać spenetrować boczne ścieżki.

Mapka na Bikeroutetoaster



Wzdłuż Wisły... © stamper


Dane wyjazdu:
145.66 km 4.90 km teren
07:09 h 20.37 km/h:
Maks. pr.:59.38 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1332 m
Kalorie: kcal

Kralova Hola (1948 m.n.p.m.) powrót słowacko-polski...

Sobota, 14 lipca 2012 · dodano: 30.07.2012 | Komentarze 0

Budzę się o 4:40, otaczają mnie mgły. Jest około 7 stopni. Jest mi zimno, ciuchy dalej wilgotne po wczorajszej ulewie. Po kilkunastu minutach wyłażę z krzaków i powoli turlam się do wertepkach do asfaltowej drogi. Na rozgrzewkę robię kilka zdjęć, po czym czeka mnie blisko 10 km podjazd na prawie 1100 metrów. Jestem bardzo senny, nie chce mi się jechać, optymizmem nie napawa mnie również otaczająca mnie mgła, która skutecznie pozbawia mnie podziwiania okolicznych widoków.

Na szczycie przełęczy staję na chwilę, pstrykam jakieś gniotki we mgle, coś tam sobie przegryzam a w międzyczasie ku mojemu zaskoczeniu i zadowoleniu mgła błyskawicznie opada. Biorę się za zjazd, na jednym z zakrętów zatrzymuję się zrobić kilka następnych zdjęć. Widoki robią naprawdę spore wrażenie. Zjazd jest dosyć łagodny, ma za to ponad 20 km. W rozpędzeniu się przeszkadza bardzo silny boczno-tylny wiatr który miejscami niemal spycha mnie z jezdni. W Zubereku robię ostatnie słowackie zakupy (cola i jakieś słodkie bułki). Zaczyna mi się coraz lepiej jechać. Wiatr raz przeszkadza raz pomaga. Szybko dojeżdżam do Namestova gdzie fotografuję wznoszącą się na granicy słowacko-polskiej Babią Górę.

Od Namestova czeka mnie długi łagodny podjazd na przełęcz korbielowską (czy jak ona się tam zwie). Drogi im bliżej polskiej granicy stają się coraz gorsze. Na przełęcz wjeżdżam bardzo szybko, generalnie podjazd jest bardzo delikatny, taka ciut większa zmarszczka (choć to prawie 800 m.n.p.m.). Na granicy mam przejechane niecałe 80 km. Zaczyna się zjazd, za kilkanaście km mam się spotkać z Pawłem na trasie. Zjazd dosyć szybki choć droga bardzo dziurawa i ruch coraz większy. Mijam kilku kolarzy ale niestety polskie rowerowe "przecinaki" kolejny raz pokazują, że słoma im z butów wystaje. Żaden nie odmachuje na przywitanie, mimo, że to ja jadę znacznie szybciej od nich. Kij im w szprychy, chyba w ogóle przestanę witać się z polskimi szosowcami bo średnio tylko co czwarty odpowie na [b]moje[b] przywitanie. Na szczęściu statystyki trochę poprawiają ludzie na mtb i zdecydowanie sakwiarze.

W Jeleśni spotykam się z Pawłem skąd bocznymi drogami kierujemy się w stronę Bielska. Jakieś 15 km przed BB łapie nas deszcz, chwilę czekamy na przystanku by po jakichś 20 minutach wertepkowymi skrótami wjechać do Bielska. W mieście jakiś gość prawie nas rozjeżdża na przecięciu jezdni ze ścieżką rowerową (mieliśmy pierwszeństwo), coś tam jełop jeszcze sapie zza szyby. Szkoda, że się nie zatrzymał bo chętnie bym mu nawdupcał w ten pusty blachosmrodowy łeb. Po 18-stej jesteśmy już na miejscu wcinamy świetne kanapeczki i oczywiście pijemy piwko w miłej atmosferze. Jutro Paweł Z Mileną mają zamiar odprowadzić mnie pod Oświęcim...

Mapka na Bikeroutetoaster





Gniotki:

W krzakach po lewej miałem nocleg... © stamper


Kościółek w Liptovskich Matiasovcach. © stamper


We mgle na przełęczy... © stamper


Wyłonił się z mgły... © stamper


Inspiracje... © stamper


Trochę bliżej... © stamper


Trochę szerzej... © stamper


Doliny we mgle. © stamper


Babia Góra (Diablak) od słowackiej strony. © stamper


Okolice Żywca... © stamper


Jazzkoszmar (Paweł) vel Zawadzkasik... © stamper


Kudłaty vel Stamper i jego kobyła... © stamper


Dane wyjazdu:
110.83 km 16.40 km teren
07:06 h 15.61 km/h:
Maks. pr.:52.96 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1803 m
Kalorie: kcal

Kralova Hola (1948 m.n.p.m.) drugie 0.5...

Piątek, 13 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 0

Pobudka o 3;46, na minutę przed nastawionym budzikiem, zęby szczekają mi z zimna. Jest 5 stopni powyżej zera. Do szczytu jeszcze 670 metrów w tym nie wiem ile jeszcze szutru, który utrudnia mi podjazd. Powoli pakuje się na rower i ruszam dalej. Im wyżej tym robię więcej zdjęć. Podjazd jest dosyć równy, około 10/12% nachylenia. Widoki przepiękne, pogoda dopisuje wiec pstrykam mnóstwo zdjęć. Niewyspanie tak bardzo nie przeszkadza. Przeszkadzać zacznie mi w dalszej części trasy gdy przez kilka godzin będę jechał jak jakieś zombi.

Na szczycie dalej strzelam foty, później pora na kilkanaście km zjazdu, w tym 6 km szutru. Trzeba uważać, sporo dziur i kamieni. Za Sumiacem mam cały czas sporo w dół. Jest już około 9 rano. Droga staje się bardziej ruchliwa. Łapie mnie potworna senność. Wlokę się 20km/h (mimo, że mam w dół) podtrzymując powieki i uważając aby nie wjechać w jakiś rów. Jadę tak przez najbliższe kilka godzin. Około 15 wpierniczyłem się w jakieś terenowe "skróty" dzięki który kilkaset metrów musiałem targać oddzielnie rower i sakwy oraz zrobiłem około 300 metrów w pionie więcej, trochę mnie to jednak rozbudza. Aby było jeszcze ciekawiej zaczęła się istna ulewa, którą próbowałem przeczekać na jakimś przystanku. Po 80 minut siedzenia i zbijania bąków przez następną godzinę próbowałem złapać stopa. Miałem nadzieję, że jakiś tirowiec zechce mnie wywieźć poza ścianę deszczu, ale oczywiście wyszła z tego kupa.

Nieźle wkurwiony i przemoczony ruszam w końcu w dalszą trasę, czeka mnie podjazd na przełęcz Certovicką (1238 m.n.p.m). Wjeżdżam na nią kompletnie przemoczony, w cholernej mgle i temperaturze około 10'C. Klnę na te pogodę niczym świat stoi.

Na zjeździe trochę się wypogadza, powoli robi się ciemno. W Kralovej Lehocie podjeżdżam na dworzec (już drugi raz dzisiaj odwiedzam podrzędną stacyjkę) ale ponownie nie ma żadnego pociągu, który by mnie "podrzucił" więcej niż 10 km. Decyduję się jednak podjechać te kilka km do Liptovskiego Mikulasa. Czekając na pociąg wcinam więc kolacyjkę i zakładam coś suchego. Pociąg podjeżdża po okolo 30 minutach, ciężko się do niego wgramolić, drzwi wąskie jak w naszych pośpiesznych. Konduktor mnie popędza, i coś tam mruczy po swojemu pod nosem. W Liptowskim Mikulaszu jestem po 15/20 minutach (odległość pokonana pociągiem to około 14 km dzisiejszej trasy, na mapce między 98/99 a 112/113 km). Po wyjściu z pociągu i krótkim posiedzeniu na stacji czuję się trochę lepiej, ubrania podeschły. Jako, że szybko się ściemnia, to za tym miasteczkiem postanawiam szukać jakiejś dziupli na nocleg. Gdy tak penetruję przydrożne "miejscówki" podjeżdża do mnie patrol zawsze wścibskiej słowackiej policji. Pytają co ja tu robię i czego tu szukam o tej porze (akurat przy fajnej miejscówce). Coś tam im ściemniam, że zatrzymałem się na chwilę i jadę dalej do Polski. Oni patrzą na mnie jak na debila (przecież jest prawie 22 a do Polandu z 80 km po górach) i pierdzielą jakieś farmazony o niedźwiedziach. Po kilku minutach się rozjeżdżamy. Moja miejscówka w betonowej rurze jest spalona, bo te mendy mogą jeszcze tędy wracać hehe. Muszę jechać dalej. Odjeżdżam ze 4 km i kładę się w jakiejś większej kępie krzaczorów. Znowu owijam się namiotem. ogólnie nie polecam takiego noclegu bo namiot robi się mokry od środka więc nie jest zbyt komfortową karimato-kołdrą. Spać się da ale nie każdy lubi takie survivalowo-głupkowate legowiska. Ważne, że przestało padać.





Gniotki:

Widok na Sumiac. © stamper


Droga na Kralovą Holę. © stamper


Buszujący w trawie... © stamper


Poranne światło. © stamper


Słowackie klimaty. © stamper


Kto rano wstaje... © stamper


Podjeżdżając na Kralovą Holę... © stamper


Temperatura się podnosi. © stamper


Na Kralovą... © stamper


Widziane z góry. © stamper


Zakrętasy... © stamper


Polskie chipsiki... © stamper


Coraz wyżej. © stamper


Słońce się budzi. © stamper


Cel wyjazdu. © stamper


Przestrzeń. © stamper


Słowackie wioski... © stamper


Miasteczka wśród gór... © stamper


Stefan na tle Tatr... © stamper


Kralova Hola. © stamper


Na Kralovej. © stamper


Na szczycie. © stamper


Wieża przekaźnikowa na Kralovej Holi. © stamper


Zaczynam zjazd... © stamper


Pod tatrami. © stamper


Panorama z Kralovej Holi. © stamper


Zjeżdżam z tej góry... © stamper


Znowu widoczek. © stamper


Panorama... © stamper


Kralova Hola widziana z daleka... © stamper


Słowackie klimaty. © stamper


Tu się pogubiłem... © stamper


Trzeba było popchać... © stamper


Poza szlakiem... © stamper


Fajcenie może zabijat... © stamper


Na przełęczy certowickiej... © stamper


Przełęcz Czertowice (Certowice 1238 m.n.p.m.) we mgle. © stamper


Dane wyjazdu:
112.65 km 4.50 km teren
06:14 h 18.07 km/h:
Maks. pr.:63.19 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:2054 m
Kalorie: kcal

Kralova Hola (1948 m.n.p.m.), dzień 0.5...

Czwartek, 12 lipca 2012 · dodano: 24.07.2012 | Komentarze 1

Nie chce mi się pisać za wiele bo i nie ma o czym, nadarzyła się okazja na kilkudniowy wypad więc zebrałem dupę w troki i pojechałem w "świat". Stało się to z 7-dmio godzinnym opóźnieniem (nie dla mnie poranne wstawanie po pracy do 24). Start z Poronina o 16:30, po drodze sporo czasu "zmarnowałem na robienie zdjęć. Gdy zaczęło się ściemniać pożegnałem się z płynną jazdą. Jakoś nie mogłem się skupić na jeździe i robiłem coraz to częstsze przystanki a to na batonika a to znowu zaczynałem się przebierać to znów wymyślałem coś innego aby tylko "ukraść" trochę nocy. Generalnie słowackie asfalty są w lepszej kondycji niż nasze więc mojego "grzebania" nie mogę zrzucić na jakość nawierzchni.

W wielu słowackich wioskach przez które przejeżdżałem praktycznie nie widziałem Słowaków tylko Romów. Mnóstwo ich tam jest, może to przypadek a może po prostu Słowacy w nocy śpią a Romowie się szwendają bez celu i wychodzą na "ploty". Na "nocleg" udałem się o godzinie 2:15 na podjeździe po Kralova Holę. Uciąłem sobie 85 minut drzemania na wysokości 1280 m.n.p.m, zawinięty w namiot, bo nie chciało mi się go rozkładać. Opóźnienie może i wyszło mi na dobre bo dzięki temu na szczycie Kralovej Holi byłem razem z budzącym się nad Tatrami słońcem. W sumie to się zastanawiam czy nie zlepić tego dwudniowego dystansu w jeden bo sumie czy 80 minut drzemki przy temperaturze 5'C w przydrożnym rowie można nazwać snem?



&feature=related

I na koniec kilka gniotków:

Okolice Bukowiny... © stamper


Okolice Bukowiny Tatrzańskiej. © stamper


W stronę granicy... © stamper


Na Słowacji... © stamper


Tatry polsko- słowackie. © stamper


Słowackie przestrzenie... © stamper


Przestrzeń... © stamper


Złota godzina. © stamper


Szeroki kąt... © stamper


Pod Tatrami... © stamper


Horyzontu kres... © stamper


Pasmo Łomnicy. © stamper


Dane wyjazdu:
226.58 km 9.10 km teren
09:54 h 22.89 km/h:
Maks. pr.:56.17 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1272 m
Kalorie: kcal

Przelotowo: Łódź-Kraków...

Środa, 4 lipca 2012 · dodano: 05.07.2012 | Komentarze 2

Pierwsze 120 km z dobrym wiatrem, po tym jak wjechałem na Jurę wiać zaczęło w twarz, zaczęły się też górki. Niby niewysokie ale kto jeździł po Jurze ten wie, że potrafią dać w kość (kto nie wierzy, niech jedzie się przekonać). Trasę jechałem po nieprzespanej nocy w pociągu na trasie Władysławowo-Gdynia Główna-Kutno-Łódź Kaliska.

Zastanawiałem się jak będą się zachowywać moje ścięgna Achillesa, które trochę mi dokuczały po mojej ostatniej rekordowej trasie (536.91 km z sakwami bez spania). Było jednak w porządku. Najbardziej na trasie dokuczał mi upał i "przesłodzenie" żywieniowe. Między 24 a 108 km nie zatrzymałem się ani razu (co jest moim rekordem jazdy bez dotykania ziemi). Później zacząłem "zwiedzać" i robić zdjęcia więc z płynną jazda mogłem się już pożegnać.

Łódź i drogi w województwie łódzkim zrobiły na mnie dobre wrażenie, choć po ostatnich włóczęgach w warmińsko-mazurskim oraz pomorskim i tak niewiele mogło mnie już zaskoczyć.

Jak to zwykle na polskich drogach, obok złej nawierzchni największym utrapieniem byli kierowcy tirów. Czas chyba wyrobić sobie pozwolenie na broń i zacząć wozić ze sobą shotguna. Ktoś w tym kraju powinien zabrać się za tą hołotę i przed daniem prawka na tiry zrobić im jakieś porządne testy psychologiczne.

Dalszy opis i zdjęcia jutro, niestety po tygodniu włóczęgi trzeba wrócić do rzeczywistości i iść do pracy.

Mapki z trasy:




Mapka na Bikeroutetoaster