Info

Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Lipiec1 - 3
- 2013, Czerwiec18 - 2
- 2013, Maj20 - 13
- 2013, Kwiecień28 - 16
- 2013, Marzec28 - 43
- 2013, Luty22 - 25
- 2013, Styczeń30 - 118
- 2012, Grudzień30 - 27
- 2012, Listopad27 - 0
- 2012, Październik31 - 24
- 2012, Wrzesień16 - 0
- 2012, Sierpień31 - 4
- 2012, Lipiec30 - 10
- 2012, Czerwiec30 - 21
- 2012, Maj31 - 15
- 2012, Kwiecień19 - 0
- 2012, Marzec26 - 19
- 2012, Luty23 - 7
- 2012, Styczeń26 - 2
- 2011, Grudzień26 - 6
- 2011, Wrzesień1 - 2
- 2011, Sierpień9 - 7
- 2011, Lipiec5 - 1
- 2011, Czerwiec26 - 20
- 2011, Maj31 - 11
- 2011, Kwiecień28 - 26
- 2011, Marzec14 - 14
- 2011, Luty26 - 49
- 2011, Styczeń29 - 71
- 2010, Grudzień27 - 24
- 2010, Listopad31 - 16
- 2010, Październik23 - 8
- 2010, Wrzesień26 - 53
- 2010, Sierpień27 - 36
- 2010, Lipiec30 - 12
- 2010, Czerwiec19 - 0
- 2010, Maj24 - 37
- 2010, Kwiecień31 - 9
- 2010, Marzec22 - 0
- 2010, Luty9 - 0
- 2010, Styczeń8 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Sakwiarstwo
Dystans całkowity: | 11681.78 km (w terenie 475.07 km; 4.07%) |
Czas w ruchu: | 596:54 |
Średnia prędkość: | 19.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.60 km/h |
Suma podjazdów: | 73957 m |
Liczba aktywności: | 91 |
Średnio na aktywność: | 128.37 km i 6h 33m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
101.51 km
2.10 km teren
04:34 h
22.23 km/h:
Maks. pr.:49.25 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:277 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Początek przygody...
Środa, 27 czerwca 2012 · dodano: 06.12.2012 | Komentarze 0
Trasa:Do Nałęczowa docieram pociągiem z Krakowa z przesiadką w Kielcach. W pociągu do Kielc trafił mi się strasznie rozgadany konduktor, jak zaczął mi i moim współtowarzyszom z przedziału opowiadać swoje przemyślenia na przeróżne tematy (od polityki przez historię, kulinaria do disco polo) to normalnie nie mógł skończyć, biadolił nam o wszystkim i o niczym z dobre 50 minut. Najchętniej to bym go przegnał bo chciałem się przespać ale jakoś tak nie wypadało mu powiedzieć aby się po prostu zamknął. Z Kielc do Nałęczowa już bez przygód. W Nałęczowie byłem po 14, już przy samym dworcu trochę gubię drogę i mój "skrót wyprowadza mnie na jakieś pole z krzakami po pachy. Postanawiam dojechać do asfaltu i stamtąd już po śladzie z gps-u kierować się w stronę pałacu (muzeum) w Kozłówce.
Dojeżdżam tam około 16, pałac robi na mnie spore wrażenie a jeszcze większe otaczający go ogród po którym dostojnie spacerują pawie. Robię kilka zdjęć, wcinam jakieś kanapki i po 30 kilku minutach jadę dalej w stronę Ostrowa Lubelskiego gdzie mam zamiar sfotografować późno barokowy kościół w którego murach tkwią poniemieckie naboje artyleryjskie. Jadę bocznymi dróżkami, zaliczając okoliczne gminy, ruch na drogach prawie żaden. Do kościółka docieram o 18:30, cykam kilka fotek, słońce ładnie oświetla mury, obserwuję "wmurowane" w elewacje naboje. Dziwne, że kościół nie uległ całkowitemu zniszczeniu po takim ostrzale.
Z ostrowa kieruję się na Uhnin i Dębową kłodę gdzie mam spotkać się z Jarkiem z którym jutro mamy zamiar zrobić rekordową trasę (moja pierwsza w życiu "pińćsetka"). Spotykamy się w Dębowej Kłodzie skąd już razem przez Przewłokę zahaczając o miejscowy sklep dojeżdżamy do rodzinnej miejscowości Jarka (Kolonia Kolano). Na miejscu szybka kąpiel, kolacyjka i zabieramy się za oglądanie półfinału ME. Stawiałem na Portugalię, niestety wygrali Hiszpanie, dogrywka i karne trochę pokrzyżowały nam plan jako takiego wyspania się przed jutrzejszym wypadem. Spałem może 2 godziny o 3 z rana ponownie byłem już w siodle ;-)...
Kilka gniotków z trasy:

Pałac w Kozłówce© stamper

Dumny, jak to zwykle paw...© stamper

Socrealizm...© stamper

Pałac w Kozłówce© stamper

Stevens bikes© stamper

Muzeum Zamoyskich w Kozłówce© stamper

Naboje armatnie w ostrowskim kościele© stamper

Późnobarokowy kościół parafialny Niepokalanego Poczęcia NMP (1755-68)© stamper

Ostrów Lubelski© stamper
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie, Supreme, Wypady kilkudniowe
Dane wyjazdu:
129.54 km
3.90 km teren
06:20 h
20.45 km/h:
Maks. pr.:64.95 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1484 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Bielsko Biała-Przegibek-Sucha B.-Maków P.-Kalwaria Z.-Skawina-Kraków
Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 2
Do Międzybrodzia z Pawłem, od Międzybrodzia do Suchej Beskidzkiej samotnie i dalej już do Krakowa z Krzychem. Fajna trasa, ruch umiarkowany, górki dały mi lekko w kość ale było warto.&feature=related
Mapka na Bikeroutetoaster
Kilka zdjęć:

Jezioro Żywieckie.© stamper

Pablo na podjeździe na Przegibek.© stamper

Wędkarz...© stamper

Krzychu na szlaku.© stamper

W Beskidach.© stamper

Okolice Kalwarii Zebrzydowskiej.© stamper

Lanckorona.© stamper
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Z kimś
Dane wyjazdu:
141.38 km
8.40 km teren
06:53 h
20.54 km/h:
Maks. pr.:66.80 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1079 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
6 zamków z ekipą...
Niedziela, 27 maja 2012 · dodano: 19.10.2012 | Komentarze 1
Prześmieszny wypad, kilka lat już nie jechałem w takiej dużej i zabawnej grupie. Trasę wymyśliła Rudzisko. Oby jak najwięcej takich wypadów.
Pierwsze podjazdy.© stamper

Boczne drogi.© stamper

Moje skróty...© stamper

Największy kawalarz wycieczki...© stamper

Bobolice...© stamper

Zamek w Bobolicach.© stamper

Ruiny zamku w Mirowie.© stamper

Mirów, ruiny.© stamper

Pająk i Krzychu na skałce.© stamper

W Mirowie...© stamper

Wygłupy...© stamper

Majki nagina do Ogrodzieńca...© stamper

Ogrodzieniec...© stamper

W stronę kolejnego zamku.© stamper

Ogrodzieniec.© stamper

Ogrodzieniec.© stamper

Majki z nie najlepszej perspektywy.© stamper

Widziane z wysoka.© stamper

Panoramka...© stamper

Rabsztyn...© stamper

Pieskowa Skała.© stamper

Pod zamkiem.© stamper

Słońce zachodzi.© stamper

Ostatni zamek.© stamper

Jajcarze...© stamper
Kategoria > 100 km, Z kimś, Wypady z Beatą, Sakwiarstwo
Dane wyjazdu:
67.39 km
0.00 km teren
03:27 h
19.53 km/h:
Maks. pr.:56.17 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:612 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Wypadek...
Sobota, 12 maja 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 3
Mieliśmy zamiar z Rudziskiem odprowadzić Pawła jak najbliżej Kij, Pińczowa niestety nie dotarliśmy tak daleko. Kilka km za Racławicami Paweł miał nieprzyjemny wypadek na jednym ze zjazdów. Wywrotka zakończyła się szyciem głowy (brak kasku u Pawła) w miechowskim szpitalu i powrotem do Krakowa pociągiem.Pogoda była koszmarna, deszcz niemal od samego startu i zaledwie kilkanaście stopni. Dziwne to trochę było bo około 10 było 24 stopnie ciepła a dwie godziny później już tylko 13/14.
Zdjęcia:

Okolice Miechowa.© stamper

Falowanie...© stamper

Zmoczona ekipa.© stamper

Sielskie krajobrazy...© stamper

A droga ciągnie się...© stamper
Lepsza mapa
Gorsza mapa:
Kategoria < 100 km, Sakwiarstwo, Wypady z Beatą, Z kimś
Dane wyjazdu:
79.30 km
0.00 km teren
03:27 h
22.99 km/h:
Maks. pr.:44.11 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:228 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Przeworsk...
Środa, 25 kwietnia 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0
Z rodzinnych stron tylko do Przeworska, inaczej nie zdążyłbym na mecz (półfinał LM). Dalej do Krk pociągiem. Silny wmordęwind.Mapa na Bikeroutetoaster
Kategoria < 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
167.05 km
10.40 km teren
07:48 h
21.42 km/h:
Maks. pr.:54.55 km/h
Temperatura:17.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:963 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Roztocze przez pogórze dynowskie...
Wtorek, 24 kwietnia 2012 · dodano: 01.08.2012 | Komentarze 0
Pierwsze 40 km pod bardzo silny wiatr, następne 20 km z silnym wiatrem bocznym, reszta to wdupębocznywind. Gmina Wiązownica zaliczona. Kilka odcinków piaszczystych, kilka o zadziwiająco dobrej nawierzchni (w puszczy kilka km przed Starym Dzikowem). Lekkie problemy z prawym kolanem. Pierwszy tegoroczny dystans powyżej 150 km.Zdjęć zrobiłem może z 10 ale nic ciekawego więc nie będę takimi gniotami zaśmiecał bloga. Jeden karaczan wystarczy:

Samotne drzewo.© stamper
Mapka na Bikeroutetoaster
Kategoria > 100 km, Roztocze, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
42.26 km
0.00 km teren
02:22 h
17.86 km/h:
Maks. pr.:41.02 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:210 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Katowice-Pyrzowice...
Poniedziałek, 2 kwietnia 2012 · dodano: 17.04.2012 | Komentarze 0
Dojazd z Katowic na lotnisko w Pyrzowicach. Na trasę wyjechaliśmy około 22:30, jechaliśmy główną drogą, krajową S1, tylko jeden tirowiec nas strąbił. Te kilkanaście km przejechane tą trasą nie należały oczywiście do najprzyjemniejszych. Przed wyjazdem na tę trasę zrobiliśmy jeszcze kilka km dojazdowych po Krakowie i Katowicach gdzie odwiedziliśmy m.in. Basię i Andrzeja (dzięki za pyszne kolarskie spaghetti).W Pyrzowicach byliśmy trochę po północy, po przyjeździe przez ciut ponad 2 godziny rozkręcaliśmy rowery i pakowaliśmy z Rudziskiem klamoty, które mieliśmy zamiar władować za kilka godzin do samolotu...
Po drodze zaliczyliśmy kilka nowych gmin.
Kategoria Wypady z Beatą, Sakwiarstwo, < 100 km
Dane wyjazdu:
100.90 km
0.00 km teren
05:16 h
19.16 km/h:
Maks. pr.:42.70 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:260 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Roztocze Środkowe - Łańcut...
Piątek, 9 marca 2012 · dodano: 13.03.2012 | Komentarze 0
Od 10 km z coraz bardziej bolącym kolanem. Ból pod prawym kolanem niestety nie ustał mimo kilku dni odpoczynku. Próbowałem go zmniejszyć kombinując z ustawieniem siodełka, ale na niewiele się to zdało. W jeździe nie pomagał mi też dosyć spory "wmordęwind". Od Leżajska ciężko było mi już w ogóle kręcić a musiałem się pośpieszyć na pociąg do Łańcuta. Olałem jazdę do samego Rzeszowa, wolałem nie ryzykować poważniejszej kontuzji. Z rzeszowskiego dworca odebrał mnie Adapter. Podjechaliśmy do niego i wieczorem wypiliśmy co nieco na to moje bolące ścięgno. Chyba ponownie muszę zrobić sobie kilka dni przerwy od roweru aby ten ból w końcu przeszedł.Była to z pewnością jedna z najbardziej bolesnych setek w moim życiu.
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
124.31 km
4.80 km teren
06:18 h
19.73 km/h:
Maks. pr.:43.50 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:403 m
Kalorie: kcal
Rower:Stefan Włóczykij
Kto drogę skraca ten do domu prędko nie wraca...
Niedziela, 4 marca 2012 · dodano: 08.03.2012 | Komentarze 0
Trasa:1.5km po Krakowie, jazda na dworzec, dalej:
Rzeszów-Krasne-Palikówka-Wola Mała-Żołynia-Giedlalorowa-Leżajsk-Kuryłówka-Brzyska Wola-Jastrzębiec-Tarnogród-jakieś błotne zadupie-Korchów Drugi-Szarajówka-Chmielnik-Łukowa-Józefów-Długi Kąt.
Z rana jak zwykle się grzebałem, więc na pociąg który odjeżdżał o godzinie 7:00 dotarłem na styk (bilet musiałem zakupić już w pociągu). Czekało mnie blisko 4 godziny jazdy naszą hiper szybka koleją szykującą się do Euro 2012. Do pokonania miałem zabójczą odległość 158 km. Sprawna grupa kolarzy przejechałaby ten dystans w podobnym czasie. Czy kiedyś doczekamy się szybkiej i wygodnej kolei w Polsce? Nie wiem, jak na razie to od kilkunastu lat można co najwyżej dostrzec systematyczne spowolnienie się naszego transportu kolejowego.
W Rzeszowie jestem chwilę przed 11, kupuję 4 drożdżówki i uderzam na rynek. Pstrykam kilka gniotków i powoli zmywam się z miasta. W międzyczasie lekko się wypogadza. Z głównej trasy odbijam na Krasne (nadrabiam tu z kilometr, ponieważ podobnie jak w listopadzie źle skręcam na krzyżówce), skąd przez Palikówkę i Wolę Małą dojeżdżam do drogi 877 na Leżajsk. Po 27 km robię pierwszy postój na śniadanie, jest już w sumie sporo po 12 a ja jeszcze tak na dobrą sprawę nic dzisiejszego dnia nie jadłem. Jedzie mi się tak sobie, choć wiatr zbytnio nie przeszkadza, średnia trzyma mi się miedzy 22 a 23, nie szarżuję bo nigdzie mi się nie śpieszy. Jest dosyć zimno (2/3 stopnie), szczególnie chłodno jest gdy przejeżdżam przez lasy.
W Leżajsku zatrzymuję się na chwilkę, coś tam sobie podjadam i ruszam dalej. Znowu źle skręcam o czym szybko się przekonuje i zawracam na właściwą trasę. Mam za swoje, pokutuje poranne pakowanie i niezabranie mapy. Jeździłem tą trasa kilka razy ale dosyć dawno więc czasem trasa mi się myli. W Kuryłówce robię kilka zdjęć byłej cerkwi grecko-katolickiej a później skręcam w boczną drogę i przez Brzyską Wolę i Jastrzębiec (świetny nowy asfalt) dojeżdżam do Tarnogrodu. Robi się coraz zimniej, nie zatrzymuje się więc tylko jadę dalej w stronę Woli Obszańskiej. Ze 2/3 km za Tarnogrodem skręcam w boczną polną drogę, która wielokrotnie kusiła mnie swoim "skrótowym" kierunkiem jazdy. No i tym razem podkusiła mnie skutecznie.
Tu niestety zaczęły się moje dzisiejsze kłopoty, dochodziła godzina 17, do domu miałem około 40km a mnie się zachciało błotnych skrótów. Zamiast zawrócić po kilkuset metrach na których prędkość z dwudziestu kilku spadła mi do maks 15, brnąłem po błocie dalej przed siebie. Po przejechaniu km zastanawiałem się czy jednak nie zawrócić, jednakże jak zwykle wygrał mój głupi upór, że nie zawracam z raz obranej drogi. Z każdym metrem droga stawała się coraz mnie przejezdna, bardziej błotna i rozjeżdżona przez traktory. Koła praktycznie przestały się kręcić tak bardzo były zalepione błotem. W oddali zauważyłem jakieś domy, postanowiłem do nich jak najszybciej dojechać bo powoli zaczynało się ściemniać a rower za cholerę nie chciał się toczyć po tym błotnym gównie powyżej 10 km/h. Aby ciut przyspieszyć wrzuciłem lżejszy bieg no i stało się. Łańcuch zamiast wskoczyć o jeden bieg wyżej, przeskoczył po zamarzniętej błotnej kasecie o kilka zębatek ukręcając mi przy okazji hak przerzutki.
Hak się złamał na pół a ja głupi, uparty człek miałem przed sobą niesprawny rower i 35 km do domu. Wylądowałem na jakimś błotnym zadupiu, nie wiadomo gdzie, pośrodku niczego. Poza tym robiło się ciemno i pierońsko zimno. Aby wykorzystać ostatnie promienie słońca szybko zabrałem się do rozpięcia łańcucha i zdemontowania bezużytecznej przerzutki. Miałem zamiar skrócić łańcuch i resztę drogi śmignąć na singlu. Zapasowego haka ze sobą nie miałem, znaczy się maiłem ale nie od tego roweru ;-p. Taki trochę czeski film w moim wykonaniu. Okazało się również, że w tym porannym pośpiechu nie zabrałem ze sobą spinek do 9-ki i miałem ze sobą tylko 7-mki i 8-mki. Początkowo nie pomyślałem aby tymi "niesystemowymi" spinkami spiąć łańcuch, tylko wziąłem się za skuwanie go skuwaczem. Dupa zbita z tego wyszła, 9-tkę nie jest tak łatwo skuć jak ósemkę, tym bardziej robiąc to po ciemnicy, zgrabiałymi od mrozu palcami. Z pewnością mądre nie było też to, że próbowałem jechać po tej błotnej masakrze, która na dodatek postanowiła zamarznąć mi na oponach i pod błotnikiem. Może gdybym zdecydował się dopchać ten rower do drogi która była ode mnie z kilometr to na trasie ten łańcuch by się nie zerwał, ale nie ja muszę przecież jechać. Kudłaty "nigdy" nie pcha roweru.
Tak więc przez mój "ośli", uparty charakter zerwałem łańcuch jeszcze ze trzy razy zanim dotarłem do asfaltu a łańcuch stawał się coraz krótszy i krótszy. Gdy dotarłem na drogę okazało się, że nie do końca wiem gdzie jestem, ponieważ jeszcze nigdy nie jechałem przez te miejscowości (Korchów, Szarajówka), nie przejąłem się tym za bardzo ponieważ miałem na głowie inne zmartwienia. Łańcuch zacząłem w końcu spinać na spinki i gdy udało mi się nawet ustawić jakieś sensowne przełożenie i już zabierałem się za "porządną" jazdę okazało się, że gdzieś zgubiłem swój scyzoryk. Droga to zabawka a na dodatek prezent więc nie pozostawało mi nic innego jak ponownie wrócić w to zamarznięte już błoto w poszukiwaniu swojej zguby. Scyzoryk odnalazłem po kilkuset metrach, niestety ponownie zerwałem łańcuch. Spiąłem go ponownie, dopchałem już tym razem rower do ulicy i z wielkimi obawami ruszyłem dalej. Przejechałem tak może ze dwa kilometry gdy łańcuch strzelił po raz kolejny. Przy okazji zgubiłem spinkę siódemkę, w sumie to i tak nie nadawała się za bardzo do jazdy bo co chwila mi niebezpiecznie pyrczała.
Podjąłem kolejną próbę spinania dziada. Niestety nie dało rady ustawić już przełożenia na drugim blacie ustawiłem więc sobie super szybkie przełożenie 1x7, łańcuch spięty był tylko jedną spinką 8-ką i naprężony był jak stare gacie na jakiejś grubaśnej osobie. W końcu jednak dało się jechać, zziębnięty i głodny z zabójczą prędkością kilkunastu km/h pomknąłem do domu. Zostało mi jeszcze około 30 km po dziurawych roztoczańskich drogach. Tak kręcąc jak jakiś zwariowany chomik w klatce dotarłem do domu o godzinie 22:20. Gdyby nie zachciało mi się głupiego, błotnego surwiwalu na chacie byłbym ze 4 godziny wcześniej. W sumie to nawet za bardzo nie przeklinałem swego losu, już się chyba przyzwyczaiłem do tego, że za swoja głupotę prawie zawsze muszę zapłacić.
Jeszcze raz sprawdziło się u mnie stare przysłowie, że kto drogę skraca ten do domu prędko nie wraca...

Na rynku w Rzeszowie.© stamper

Rzeszowski rynek.© stamper

W Leżajsku.© stamper

Była cerkiew grecko-katolicka w Kuryłówce.© stamper

Zaniedbany nagrobek...© stamper

Zaniedbany cmentarz...© stamper

W drodze do Jastrzębca.© stamper

Ambony, płaskowyż tarnogrodzki.© stamper

Nieszczęsna droga...© stamper
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
84.02 km
27.50 km teren
06:12 h
13.55 km/h:
Maks. pr.:50.75 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1154 m
Kalorie: kcal
Rower:Scottosław Sportster P3
Skandynawia dzień IX , przywitanie z Rallarvegen...
Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 0

Krajobrazy Norwegii, rzeka Votna i okoliczne wzgórza.© stamper
Budzę się o 4:50 rano. Jest już oczywiście jasno, po chwili ponownie zasypiam i budzę się około 7:30. Zauważam, że chyba spałem na telefonie bo całkowicie rozładowała mi się bateria. Zbieram się dosyć sprawnie (jak na mnie), w sumie nawet nic mnie nie boli mimo, że spałem o tak:

Bale noclegowe.© stamper
Na trasę wyruszam o 8:30. Sprawnie dojeżdżam do Al. Tamtejsza kyrka jest zamknięta, więc nie mam możliwości podładować tam telefonu. Bez śniadania dojeżdżam do Hagafoss (ok. 20 km) gdzie znajduję świetną toaletę w której praktycznie cały się myję oraz ładuję telefon, mp3 i baterie do aparatu. Bateria z 60d okazuje się niestety zjeb...na i nie chce się podładować, dobrze że mam dwie. Niestety ten zamiennik wytrzymał jedynie jeden cykl, pieniądze wyrzucone w błoto. W Hagafoss spędzam około 2.5 godziny, gotuję tam sobie jedzenie i robię zdjęcia pobliskiej kyrki i staram się co nieco opalić...

Hagafoss kyrka.© stamper
Podczas tego postoju po "moją" miejscówkę podjeżdża miłe starsze małżeństwo z Bydgoszczy (podróżują autem). Rozmawiam z nimi z pół godziny po czym ruszamy każdy w swoją stronę, zostaję przez nich obdarowany golonką w puszcze, pomidorami, cebulą i papryką ;-). Gdy w końcu około 13 ruszam swe dupsko mam już tylko i wyłącznie pod górkę. Najpierw 11 km do Geilo a później jeszcze 20 km do Haugastol (1000 m.n.p.m.) gdzie rozpoczyna się słynna Rallarvegen. Nie są to może jakieś ostre podjazdy, ponieważ mają po około 6/7% nachylenia ale są dosyć długie po 2/3 km. Po każdym takim podjeździe jest małe wypłaszczenie i znowu górka i tak w kółko. Zawrotnych prędkości więc nie osiągam. Po drodze pstrykam kilka zdjęć:

Tuż za Hagafoss.© stamper

W drodze do Haugastol.© stamper

Wspinam się coraz wyżej...© stamper

Malownicze domki letniskowe.© stamper

Ustevatnet bądź Sloddfjorden.© stamper
Kilkanaście minut po 17 docieram do Haugastoll, bazy wypadowej na Rallarvegen. Miejscowość położona jest na wysokości 1000 m.n.p.m. Robię sobie krótką przerwę nad jeziorkiem, jednak po chwili uciekam bo meszki za bardzo gryzą mnie po całym ciele.

Haugastol...© stamper
W Haugastol zaczyna się szuter. Na liczniku mam 56.5 km. Pierwsze km są bardzo łatwe technicznie mimo, że jestem na wysokości ponad 1000 metrów.. Po jakichś 3/4 km zatrzymuję się na obiadek, gdy tak sobie siedzę zauważa mnie holenderski sakwiarz. Marco bo tak mu na imię to niezły wymiatacz, na rowerze przemierzył m.in Patagonię, kilka razy bywał w Skandynawii, odwiedził Szkocję, Irlandię, Francję, Włochy, Korsykę, USA (Nowy Jork - San Francisco) i cholera wie gdzie jeszcze. Jadę z nim następne 10 km. Jest trochę zdziwiony wielkością mojego bagażu (jak zwykle objuczyłem się jak wół), sam ma może ciut ponad połowę moich gratów. Marco zatrzymuje się kilkanaście km od Haugastol, ok 15 km od Finse (odległość z Haugastol do Finse to około 28 km). Siedzę z nim jeszcze trochę, wspólnie jemy kolację. Częstuję go polskim serem i podarowaną dziś rano golonką. Bardzo mu to nasze jedzenie smakuje.

Widoki z Rallarvegen.© stamper

Mój holenderski towarzysz.© stamper

Marco rozbija obóz.© stamper
Przed 22 postanawiam się w końcu zbierać bo mam zamiar dojechać jeszcze co najmniej do Finse. Po drodze robię jeszcze trochę zdjęć, teren staje się coraz trudniejszy do jazdy, pojawia się tez śnieg. Na jednym zjeździe wpadam w sporą dziurę, łapię pierwszego kapcia na tej wycieczce (jak się później okazało po oddzieleniu się od Marco prześladował mnie coraz większy pech). Jest 22:40, trochę schodzi mi ze zmianą dętki bo muszę pozdejmować sakwy i wór transportowy. Do Finse docieram o północy. Lekko mży. Kręcę się po wiosce szukając jakiejś miejscówki do spania. W końcu znajduję półtorametrową plastikową balię w tunelu kolejowym, nie jest mi za wygodnie bo balia jest ustawiona pod skosem i jest sporo za mała ale przynajmniej na mnie nie pada. Szybko zasypiam, nocleg ma wysokości 1216 m.n.p.m.

Wiatro-śniegochron.© stamper

Rallarvegen.© stamper

Norwegia, Rallarvegen.© stamper

Długie norweskie dni...© stamper
Kategoria < 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie, Skandynawia 2011