Info

Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Lipiec1 - 3
- 2013, Czerwiec18 - 2
- 2013, Maj20 - 13
- 2013, Kwiecień28 - 16
- 2013, Marzec28 - 43
- 2013, Luty22 - 25
- 2013, Styczeń30 - 118
- 2012, Grudzień30 - 27
- 2012, Listopad27 - 0
- 2012, Październik31 - 24
- 2012, Wrzesień16 - 0
- 2012, Sierpień31 - 4
- 2012, Lipiec30 - 10
- 2012, Czerwiec30 - 21
- 2012, Maj31 - 15
- 2012, Kwiecień19 - 0
- 2012, Marzec26 - 19
- 2012, Luty23 - 7
- 2012, Styczeń26 - 2
- 2011, Grudzień26 - 6
- 2011, Wrzesień1 - 2
- 2011, Sierpień9 - 7
- 2011, Lipiec5 - 1
- 2011, Czerwiec26 - 20
- 2011, Maj31 - 11
- 2011, Kwiecień28 - 26
- 2011, Marzec14 - 14
- 2011, Luty26 - 49
- 2011, Styczeń29 - 71
- 2010, Grudzień27 - 24
- 2010, Listopad31 - 16
- 2010, Październik23 - 8
- 2010, Wrzesień26 - 53
- 2010, Sierpień27 - 36
- 2010, Lipiec30 - 12
- 2010, Czerwiec19 - 0
- 2010, Maj24 - 37
- 2010, Kwiecień31 - 9
- 2010, Marzec22 - 0
- 2010, Luty9 - 0
- 2010, Styczeń8 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Sakwiarstwo
Dystans całkowity: | 11681.78 km (w terenie 475.07 km; 4.07%) |
Czas w ruchu: | 596:54 |
Średnia prędkość: | 19.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.60 km/h |
Suma podjazdów: | 73957 m |
Liczba aktywności: | 91 |
Średnio na aktywność: | 128.37 km i 6h 33m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
54.82 km
2.55 km teren
02:31 h
21.78 km/h:
Maks. pr.:60.84 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Scottosław Sportster P3
Ojcowski Park Narodowy...
Sobota, 16 kwietnia 2011 · dodano: 19.04.2011 | Komentarze 5
Dziś po 5 godzinach w pracy na stanowisku kulkogniota postanowiłem się kajtnąć kilka km aby trochę plecy rozprostować. Pogoda niemalże idealna, około 15 stopni i lekki wietrzyk. W pierwszą stronę do Ojcowa jechało mi się tak sobie, przez chwilę nawet ubolewałem nad swoją słabiutką formą, no bo jakże to tak sapać pod takie malutkie góreczki. Nie wiem co było tego przyczyną, może doskwierający lekko głód a być może dopakowane sakiewki na tylnym kole (nie lubię jeździć na pusto więc się okulbaczyłem około 15 kilogramowymi klamotami), a może po prostu po kilkutygodniowej przerwie od roweru jestem delikatnie mówiąc "Cienki Bolek" ;-p.Jakieś 3/4 km przed Ojcowem zacząłem się zabawiać z przerzutkami, kręcąc nimi we wszystkie możliwe strony, moje eksperymenty trwały dobre 15 minut, co trochę wybiło mnie z rytmu. W końcu udało mi się poustawiać to ustrojstwo jako tako i pojechałem dalej. Po drodze zatrzymałem się kilka razy pstryknąć co nieco. Pod samym zamkiem w Ojcowie nie chciało mi się zatrzymywać, bo było tam za dużo ludzi. Udałem się więc od razu w stronę Skały, skąd już nieźle nadupcając z górki poleciałem na Kraków.
W samym Krakowie zbluzgał mnie jakiś debil którego o mało nie rozjechałem na ścieżce rowerowej. No cóż odkrzyknąłem niech spier...ala i łazi po chodniku a nie ścieżce i pojechałem spokojnie dalej...
Dzionek dziś był całkiem przyzwoity.
Od dzisiaj wrzucać będę zdjęcia 800x533 zamiast 900x600. Mniejsze nie rozłażą się tak na ekranie i pewnie lepiej będzie się je oglądać (wreszcie wysłuchałem Niradharowego głosu rozsądku ;-))

Zamek w Ojcowie.© stamper

Głazy, Jura.© stamper

Skałki, Jura.© stamper

Nadciąga mgła.© stamper
Kategoria < 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
102.86 km
8.40 km teren
05:43 h
17.99 km/h:
Maks. pr.:67.78 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:860 m
Kalorie: kcal
Rower:Scottosław Sportster P3
Podkarpacka setka...
Środa, 9 lutego 2011 · dodano: 13.02.2011 | Komentarze 4
W sumie to prawie podkarpacka setka, bo na Podkarpaciu zrobiłem jakieś 99.5 km a reszta to droga do i z dworca w Kraku. Zaczęło się od tego, że stęskniłem się za czymś co nie będzie mi się kojarzyło z Krakowem i małopolską. Nudzi mi się ciągła jazda po dziurawej Małopolsce, gdzie w co drugim blachosmrodzie siedzi cham za za kierownicą. Chciałem już od tego odpocząć, choćby na chwilę. Pomyślałem gdzie mi będzie lepiej niż na Podkarpaciu? Zadzwoniłem więc do Adaptera kiedy będzie miał jakiś wolny dzień. Chłopak właśnie kończył sesję ale udało mu się wygospodarować kilka godzin na jakiś wypad. Aby nie jechać tylko w dobrze już zgranym (świetnym) towarzystwie zagadnąłem jeszcze kolegę Pawła z naszego bikestats. Paweł zgodził się bez żadnego marudzenia wyruszyć z nami na szlak i punktualnie razem z Adapterem (Marcinem) zjawił się o umówionej godzinie na dworcu w Rzeszowie, na który ja dotarłem tuz po 10.Paweł okazał się świetnym przewodnikiem po podkarpackich hopkach. Jako rodowity Rzeszowiak (Rzeszowianin czy jak to się tam pisze) pokazał nam takie traski, których sami z pewnością byśmy nie uświadczyli. W tej trasie było wszystko, bardzo fajne podjazdy, zabójczo szybkie zjazdy, teren, obleśne błoto, śnieg, piękne widoki oraz świetne towarzystwo.
O tym jak dokładnie biegła ta trasa za wiele nie napiszę, opisana jest na blogu u Pawła. Tym razem byłem biernym wchłaniaczem trasy, całkowicie zdałem się na kolegów, którzy znacznie lepiej znają te tereny. Trasa biegła jakoś tak:
Opis linka. Przewyższeń było trochę więcej ale jakoś ta stronka nie chce zliczyć tego wszystkiego (może za dużo błota było na szlaku i mapka sobie z tym nie radzi ;-0).
Wypad uważam za bardzo udany, mimo, że pogoda była taka sobie. Humor popsuł mi jedynie jeden idiota jadący wielgachnym tirem, który tuż przed Rzeszowem próbował mnie zmiażdżyć równo z chodnikiem. No cóż palantów za kierownicą (i nie tylko) nie brakuje w naszym pięknym kraju.
Na dworcu miałem zabawną sytuację, zauważyłem, że bilet za rower wyszedł mi złotówkę drożej niż w pierwszą stronę. Zapytałem kasjera o co chodzi, po okazaniu mu starego biletu, powiedział mi, że w pierwszą stronę mój rower został sklasyfikowany jako "rzecz, zwierzę", cena przewozu 4.50, zamiast obecnie standardowo rowerowych 5.50 hehe. Konduktor w pociągu jakoś tego nie zauważył, ja również, no cóż myślałem, że bilety na rower potaniały (jeszcze na wakacjach kosztowały 5 zeta) a tu się okazało, że pkp znowu podniosło cenę.
Jako, że całkowicie nie mam weny do pisania czegokolwiek, przybliżę tę trasę poprzez kilka zdjęć:

Objawienie.© stamper

Nie wyrobił na zakręcie.© stamper

Paweł vel. Kundello.© stamper

Zakamuflowany Adapter.© stamper

Scotto-terenówka.© stamper

Merrowing Treking.© stamper

Przedrożny skansen.© stamper

Podkarpackie hopki.© stamper

A droga śnieżna jest.© stamper

Podkarpackie hopki vol. II.© stamper

Gdy kończy się dzień...© stamper
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Z kimś
Dane wyjazdu:
172.55 km
1.90 km teren
08:52 h
19.46 km/h:
Maks. pr.:56.42 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Scottosław Sportster P3
Ogrodzieniec zdominiowany...
Środa, 2 lutego 2011 · dodano: 03.02.2011 | Komentarze 15
Z góry przepraszam za tak nędzną relację ale jak zwykle śpieszę się do pracy. Ostatnio nic nie napisałem, więc teraz wolę napisać cokolwiek.W sumie nie lubię się powtarzać, ale teraz nie mogłem odmówić. Chłopaki z pracy: Turbomir i Rex wyrazili ochotę wybrania się ze mną na dłuższą trasę. Postanowiliśmy obrać kierunek na Ogrodzieniec, mimo, że byłem tam zaledwie kilka dni wcześniej: "Zamki i zameczki" chętnie przystałem na taką propozycję.
Umówiliśmy się wstępnie na godzinę 8 pod kauflandem na Ruczaju. Oczywiście się spóźniłem, tym razem zaledwie 27 minut ;-p. Po zrobieniu jakichś pierdułkowato-czekolado-podobnych zakupów wyruszyliśmy w trasę. Wpierw obraliśmy kurs na tor kajakowy, gdzie na kładce rowerowej ustrzeliłem kilka zdjęć:

Latający Szkot vs Ghost.© stamper

Ninja Master.© stamper

Chłopaki na szlaku.© stamper
Po kilkunastu minutach postoju ruszamy dalej, początkowo trasa biegnie niemal identycznie do tej, którą robiłem kilka dni wcześniej. Piekary-Liszki-Mników-dolina mnikowska-Baczyn. Przed Frywałdem skręcamy na Nawojową Górę (omijamy zamek w Rudnie pod którym byłem ostatnio z Rudziskiem) i główną drogą kierujemy się na Krzeszowice. W Krzeszowicach odbijamy na północ, wiatr mamy trochę korzystniejszy, bo przez pierwsze 40 km wmordęwind nieźle dawał się nam we znaki. Wiatr osłabł ale za to zaczęły się większe podjazdy. Mimo to Rex, który jechał na singlu nieźle sobie radzi, tak więc jazda idzie nam dosyć dziarsko. Ja mam trochę problemów z osadzającym się lodem na moich okularach, chwilami prawie, że nie widzę drogi, muszę je nieustannie drapać paluchem rękawicy. Przez piękne lasy docieramy do Gorenic a stamtąd przez Witeradów wjeżdżamy do Olkusza. W Olkuszu mamy krótką posiadówkę w MacDonaldzie. Żarcie paskudne ale trzeba było dupę ciut wygrzać.
Z Olkusza odbijamy drogą na Zawiercie, naszym celem jest oczywiście zamek w Ogrodzieńcu. Zaraz za miastem czeka nas ostry podjazd. Temperatura spada do prawie -5 stopni, zaczyna prószyć śnieg i robić się lekka mgiełka.

Oszronione drzewa za Olkuszem.© stamper
Około 10 km przed Ogrodzieńcem odbijamy do miejscowości Chechło. Zaliczamy tam pustynię błędowską. Piasek oczywiście przykrył śnieg ;-):

Pustynia Błędowska.© stamper

Pustynia Błędowska, okolice Chechła.© stamper

Grafficiarski Scott.© stamper
Z Chechła ponownie odbijamy na główną drogę do Ogrodzieńca. Turbomirowi trochę szwankuje rower ale szybko naprawia usterkę. Pod zamek dojeżdżamy tuż po 16, mgła i lekko prószący śnieg nie pozwalają za bardzo na jakieś fotograficzne eksperymenty. Coś tam kaleczę swoim aparatem ale ogólnie wyszła z tego kupa ;-p.

Ruiny zamku w Ogrodzieńcu.© stamper

Ogrodzieniec, zamek.© stamper

Upadły Szkot.© stamper

Skały wokół Ogrodzieńca.© stamper
Z Ogrodzieńca ostro grzejemy w kierunku Pilicy, skąd przez Wolbrom, Skałę (tu troszkę zgubiliśmy drogę (odbiliśmy na Słomniki, zamiast na Kraków) nadrabiamy jakieś 4 km. Jedzie nam się bardzo dobrze, mimo, że pogoda nas nie rozpieszcza, w powietrzu wisi gęsta mgła, pada drobny śnieg i miejscami są bardzo dziurawe drogi o 20;30 dojeżdżamy do Krakowa.
Podjeżdżamy jeszcze na chwilkę na placówkę, ogrzać stopy i łapska i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę. ja udaję się jeszcze na bulwary wiślane zrobić kilka zdjęć (jedno może zamieszczę później).
Chłopaki dzięki za bardzo udany wypad i mam nadzieję, że zrobimy jeszcze sporo wspólnych tras.
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Z kimś
Dane wyjazdu:
201.97 km
2.50 km teren
09:58 h
20.26 km/h:
Maks. pr.:54.92 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1334 m
Kalorie: kcal
Rower:Scottosław Sportster P3
Na przekór cyborgom...
Niedziela, 30 stycznia 2011 · dodano: 30.01.2011 | Komentarze 20
Taka sobie przejażdżka, przewietrzyć Scottosława...Opis i zdjęcia jutro, może trochę tego będzie. Co do trasy to był tor kajakowy x2, Tenczynek x2, Rudno, Olkusz, Ogrodzieniec, Wolbrom, Skała, Kraków i pewnie coś jeszcze, ale teraz spadam film oglądać i nic już tu nie napiszę ;-) oprócz tego, że pogoda była piękna i czułem się "nie dojechany" ;-).
Na razie tyle zdjęć musi starczyć, bo znowu się spóźnię do pracy. Opis i reszta pstryków wieczorem.

Szkieletor we mgle© stamper

Rudzisko na szlaku© stamper

Na Tynieckiej ścieżce© stamper

Stamper vel. Kudłaty na szroniastej ścieżce© rudzisko

Opactwo w Tyńcu© stamper

Krzyż w Dolinie Mnikowskiej.© stamper

Ruiny zamku Tęczyn© stamper

Zamek w Rudnie© stamper

Scottosław na szczycie© stamper

Skały w Ogrodzieńcu© stamper

Zamek w Ogrodzieńcu© stamper

Mury zamku w Ogrodzieńcu© stamper

Ruiny zamku w Ogrodzieńcu© stamper

Kładka rowerowa przy torze kajakowym.© stamper
Kategoria > 200 km, Sakwiarstwo, Wypady z Beatą, Samotnie
Dane wyjazdu:
40.43 km
0.00 km teren
01:34 h
25.81 km/h:
Maks. pr.:45.10 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: 95 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Bielsko-Biała - Wilamowice - Oświęcim, plus Kraków.
Niedziela, 14 listopada 2010 · dodano: 16.11.2010 | Komentarze 0
Nie mam teraz czasu na opisy ;-(.Dzisiaj się podobno zestarzałem, tak twierdzą niektórzy, ja na razie się z nimi nie sprzeczam. Z rana, Rudzisko i ja udaliśmy się wspólnie z Mileną i Pawłem na lotnisko w Bielsku-Białej. W głowie trochę mi jeszcze szumiało po wczorajszym, więc spacerowaliśmy sobie leniwie. Pstryknęliśmy kilka fotek i wróciliśmy do Pawełko-Milenków na obiadek a później pokręciliśmy z powrotem do Oświęcimia na pociąg via Kraków. W Krakowie zrobiłem jeszcze kilka km, bo musiałem sprawdzić na która mam do pracy następnego dnia.
Wiatr nam bardzo sprzyjał, pogoda również, było niemal 20'C więc jechało się naprawdę super.

Bielsko-Biała, drzewo na tle gór.© stamper

Lotnisko w Bielsku-Białej.© stamper

Bielsko Biała, lotnisko.© stamper
Kategoria < 100 km, Sakwiarstwo, Wypady z Beatą
Dane wyjazdu:
108.14 km
1.50 km teren
05:56 h
18.23 km/h:
Maks. pr.:43.60 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:464 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Wmordęwind w dupę jeża, czyli Kraków-Oświęcim-Bielsko Biała.
Sobota, 13 listopada 2010 · dodano: 16.11.2010 | Komentarze 2
Przez 70 km z Krakowa do Oświęcimia wiało okropnie, miejscami prędkość spadał mi do 14/15 km/h. Przy to kajakowym zaliczyłem błotną wywrotkę i jechałem prawie 100 km ubłocony jak świnka ;-). W Oświęcimiu zgarnąłem Beatę z dworca i wspólnie już pojechaliśmy do Bielska-Białej. Wiatr trochę ustał i wiał nam bardziej z boku niż w twarz.Celem wypadu było spotkanie się z dobrymi znajomymi z czasów studiów, Mileną i Pawłem, było bardzo miło, fajnie było znowu Was zobaczyć. Dziękuję za pyszne poczęstunki, trunki i całe to spotkanie. Mam nadzieję, że w grudniu już w Katowicach spotkamy się w większym gronie.
Pozdrower ;-).

Kościół parafialny w Wilamowicach.© stamper

Wilamowice, kościół.© stamper
Kategoria Wypady z Beatą, Samotnie, Sakwiarstwo, > 100 km
Dane wyjazdu:
106.20 km
5.70 km teren
05:18 h
20.04 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:445 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Rzeszów-Przeworsk-Rzeszów...
Niedziela, 7 listopada 2010 · dodano: 08.11.2010 | Komentarze 0
Opis wkrótce...Miałem dziś jechać na Roztocze ale się rozmyśliłem. Zmieniłem zdanie dopiero za Przeworskiem i stamtąd wróciłem do Rzeszowa skąd już pociągiem pojechałem do Krakowa.
33 km z dzisiejszej trasy zrobiłem ze Scotti i Adapterem. Trasa biegła tak: Rzeszów, ulica cicha akademiki-Słocina-Malawa (bardzo fajny podjazd), do Albingowej jechaliśmy drogą utwardzaną oraz wyłożoną betonowymi płytami, po drodze mijaliśmy kościół św. Magdaleny-Markowa-Gać-Studzian-Przeworsk-Gniewczyna Łańcucka-Korniaktów Południowy-Białobrzegi-Wola Mała-Palikówka-Krasne-Rzeszów akademiki (ul. Cicha)-krótkie kręcenie po Rzeszowie w poszukiwaniu bankomatu-dworzec pkp w Rzeszowie-Dworzec pkp w Krakowie-mieszkanie.
Pogoda trochę gorsza niż dzień wcześniej, zimniej i troszkę deszczowo. Marcin, Justyna dzięki za te kilkadziesiąt km przejechanych wspólnie, bardzo miło mi się z Wami jechało.
Pozdrower
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Z kimś
Dane wyjazdu:
210.97 km
0.50 km teren
09:16 h
22.77 km/h:
Maks. pr.:63.50 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1336 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Kraków - Rzeszów, na południe od A4.
Sobota, 6 listopada 2010 · dodano: 08.11.2010 | Komentarze 6
Pewnie była to moja ostatnia 2-setka w tym roku, dobrze, że chociaż wypaliła...Trasa biegła tak:
Kraków (ul. Skorupki)-Wieliczka-Trąbki-Gdów-Łapanów-Muchówka-Lipnica Murowana-Tymowa-Zamek w Melsztynie-Zakliczyn-Gromnik-Tuchów (Klasztor ojców Redemptorystów)-Ryglice-Jodłowa-Dęborzyn-Bielowy-Kamienica Dolna-Gorzejowa (dupiaty asfalt)-Grudna Górna-Brzeziny (już lepszy asfalt)-Wielopole Skrzyńskie-Nawsie-Pstrągowa (świetny kilkukilometrowy zjazd)-Nowa Wieś-Czudec-Babica-Boguchwała-Rzeszów (ulica cicha, akademiki uniwerku rzeszowskiego).
Relacja później bo teraz muszę się zbierać do pracy ;-(.
Czas uzupełnić ten wpis co nieco, bo jak zwykle odłożę na później i będzie kupa. A więc tak, miałem wyjechać między 5 a 6 rano, oczywiście mi się to nie udało, z pracy poprzedniego dnia wróciłem później, byłem ze 3/4 minuty przed północą, a więc czasu na sen za wiele mi nie zostało, tym bardziej, że zamiast wziąć się jeszcze w nocy za pakowanie siadłem do kompa ;-p. No ale do rzeczy, wstałem jakoś 15 minut po 5 rano, specjalnie się nie śpieszyłem, wziąłem prysznic, ogoliłem swoje paskudne już wąsiska (za dużo jedzenia mi na nich zostawało) i zacząłem się pakować. Oczywiście nie obyło się też bez posadzenia dupska przed kompem i tak mi jakoś ten czas uciekł, że wyjechałem z Krakowa o 7:30.
Pogoda od samego rana była dobra, bez deszczu co było dla mnie najważniejsze, a z halnym można żyć, zresztą tego dnia więcej akurat mi pomagał. Przez jakieś 50/60 km gdy jechałem na południe, wiał mi w prawy bok, resztę trasy wiał mi w dupsko, więc nie było źle. Miejscami oczywiście miałem też trochę wmordęwinda, ale generalnie nie narzekam (ja nawet lubię taki wiatr, trochę poprzeklinam a później zawsze biorę się do roboty i po prostu jadę dalej). Trasy za bardzo nie znałem, poza odcinkiem do Wieliczki, więc musiałem kilka razy zerkać na mapę. W sumie jednak droga nie była zbyt skomplikowana. Przez ponad 100 km po województwie małopolskim jechałem drogami wojewódzkimi (trzycyfrowe żółtki), ruch był jednak niewielki, więc jechało mi się bardzo fajnie.
Ogólnie jechało mi się bardzo dobrze tego dnia, może to zasługa tego, że wziąłem ze sobą mp3 i jechałem przy dźwiękach muzyki. Doskonale pamiętałem jak mi się nudziło we wrześniu, gdy ponad 300 km zrobiłem jadąc samotnie (w sumie ze 30 km jechałem z Adapterem) do tego bez mojego mp3. A tamta trasa była taka nudna, że aż mnie nosiło ;-).
Po drodze zrobiłem kilka zdjęć, nic specjalnego, z opisów wynika co jest co więc nie będę się na ich temat rozpisywał.
Gdzieś po 60/70 km zaczęła mi szwankować przednia przerzutka, linka nie naciągała ani nie luzowała przełożeń, musiałem kilka razy na 8/10% pagórki wspinać się na śmiesznym przełożeniu 3/3. Później było już troszkę lepiej i jakoś dawałem radę bez zatrzymywania się dyrygować tą linką.
Za Ryglicami wyjechałem z Małopolski, na budziku było ze 130 km, reszta trasy to już Podkarpacie. Za Jodłową trochę pomyliłem trasę, nie chciało mi się patrzeć na mapę i nie zapamiętałem, że miałem skręcić na Przeczycę, a nie na Dęborzyn gdzie pojechałem. Wiele nie nadrobiłem, może nawet wcale, jedynie aby nie nadrabiać musiałem troszkę zmodyfikować trasę. Modyfikacja wyglądała w ten sposób, że nie pojechałem już przez Brzostek, tylko wcześniej odbiłem na Gorzejową (koszmarne 5/7 km dziurawego asfaltu) udając się w stronę Wielopola Skrzyńskiego a nie Wiśniowej. Pewnie gdyby mi wcześniej Adapter nie dał znać, że nie wyjedzie po mnie do Strzyżowa, to bym jednak śmigał przez tą Wiśniową, tak jednak nie miałem tam czego szukać. Marcinowi się trochę za dużo ostatnio pojuwenaliowało w listopadzie i zamiast wyjechać po mnie 30 km, jak to wcześniej ustaliliśmy, podprowadził mnie 3.5 km już po samym Rzeszowie, hehehe.
Z Wielopola skręciłem do miejscowości Nawsie i tam mnie trochę dopadł kryzys głodowy, był tam dosyć spory podjazd, na którego szczycie zjadłem przygotowany w domu ryż z owocami i jogurtem (moje standardowe oprócz czekolady danie rowerowe). Z tej wioski skręciłem w stronę Sędziszowa by później odbić na Pstrągową, gdzie był zaczepisty zjazd na którym już jadąc po ciemku rozpędziłem się do 63.5 km/h (asfalt jest tam pierwsza klasa a drogę oświetlają lampy). Z Pstrągowej już do samego Rzeszowa z budzika nie schodziło mi już praktycznie 30 km/h. Darło mi się naprawdę super, mimo już prawie 200 km na liczniku jechało mi się świetnie. Czułem się silny i zadowolony z pokonanej trasy. Zaspokojenie głodu dało mi tym razem naprawdę wielkiego kopa.
W Rzeszowie spotkałem się z Marcinem (Adapterem) i już wspólnie udaliśmy się na akademiki.
Podsumowując, wypad uważam za udany, nogi jeszcze dają radę coś wykręcić w tym sezonie, z jazdą nocną jestem już za pan brat (czołówka i latarka na kierownicy robią swoje) i zaliczyłem po drodze jakieś tam górki. Nie za wielkie, bo maksymalnie wyjechałem bodajże na 430 metrów, ale było kilka fajnych krótkich podjazdów, czyli to co niedźwiadki lubią najbardziej. W przyszłym roku pewnie powtórzę tę trasę, może trochę ją zmodyfikuję zahaczając o Jasło, zobaczymy. Z pewnością będę jeszcze nie raz chciał odwiedzić Podkarpacie.

Łapanów, widok na góry.© stamper

Widok na góry, Łapanów.© stamper

Pozostałości murów obronnych zamku w Melsztynie.© stamper

Ruiny zamku w Melsztynie.© stamper

Dunajec, widok z mostu w Zakliczynie.© stamper

Kościół w Siemiechowie.© stamper

Tuchów - Klasztor Ojców Redemptorystów.© stamper

Wieża klasztorna, Tuchów.© stamper

Klasztor Ojców Redemptorystów, Tuchów.© stamper
Trochę klasyki na koniec ;-)...
Kategoria > 100 km, > 200 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
121.33 km
4.81 km teren
05:40 h
21.41 km/h:
Maks. pr.:50.80 km/h
Temperatura:4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:252 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
40 setek na bikestatsie stoi... Powrót z Roztocza.
Piątek, 29 października 2010 · dodano: 30.10.2010 | Komentarze 1
No wstyd się przyznać, ale być może nie uda mi się zrealizować tegorocznego założenia o przejechaniu 50 setek w tym sezonie. Dopiero mam 40 a do końca roku już niedaleko. Trochę za bardzo się rozleniwiłem w październiku. Żartuję, postaram się powalczyć. Nie można się mazgaić. Zresztą co ja pierniczę, mam na to jeszcze dwa wymarzone do jazdy miesiące. Będzie dobrze ;-).Dzisiejsza trasa była z gatunku: jak tu się nie spóźnić na pociąg. W planach nie miałem jazdy po wielkich wertepach. W sumie w większości powtórzyłem trasę sprzed 2 dni. Ominąłem tylko wertepy puszczy solskiej i okolic Niemstowa.
Trasa biegła tak:
Długi Kąt-Józefów-Osuchy-Łukowa-Wola Obszańska-Moszczanica-Witki-Cewków-Dobra-Wylewa-Sieniawa-Ubieszyn_Tryńcza-Chodaczów-Laszczyny-Smolarzyny-Wola Mała-Palikówka-Krasne-Rzeszów. No i z dworca w Kraku do mieszkania.
Jechało mi się różnie. Pierwsze 20 km w porządku, miałem sporo siły, jechałem dosyć szybko. Następne 25 km to była dla mnie mordęga. Siły już tyle nie miałem, mimo, że podjadałem co chwilkę zaczepiste czekoladki i ciastka kokosowe. Wiatr zaczął mnie po prostu dobijać (w ogóle to miałem wmordęwinda z 90 km, reszta to boczny pierdzielnik), zacząłem się nawet zastanawiać co ze mnie za słabiak, że ciężko mi jechać 20 km/h. Na 45 km wjechałem w las za Cewkowem. Tam też skończył się na moment (niecałe 5 km) asfalt, jakieś jego pozostałości co prawda wystawały od czasu do czasu ale asfaltówką tego bym nie nazwał. Na długości 11 km tej drogi, minęły mnie tam aż dwa samochody i były to auta (na)leśników. Przechodząc jednak do sedna, w lesie odzyskałem siły i ochotę do jazdy, strasznie zaczęło mnie bawić lawirowanie wśród tamtejszych dziur w drodze, musiałem urządzać sobie niezły slalom aby nie dupnąć w jakąś dziurę tylnym kołem, bo miałem około 15 kilo bagażu w sakwach. Droga biegła lekko z górki więc miejscami jechałem po tych wertepach 30 km/h. Jak już się tak rozpędziłem to później na asfalcie też zaczęło mi się lepiej jechać. Wiatr oczywiście nie przestał wiać mi w facjatę (zdmuchiwał mi okruszki i wiórka kokosowe z moich dawno nie podciętych wąsisk i brody), ale prawdę mówiąc olałem go i przestałem zwracać nań uwagę. Osobiście wolę wiatr niż deszcz.
Do Rzeszowa dojechałem 40 minut przed odjazdem pociągu więc całkiem sporo. Nie musiałem się spinać na ostatnich kilometrach. W sumie to jakoś za bardzo się nie śpieszyłem, mogłem sobie pozwolić nawet na krótką sesyjkę pod cerkwią w Moszczanicy (jedyne moje fotograficzne założenie na ten dzień). Wjeżdżając do Rzeszowa znalazłem 2 linki na bagażnik (leżały od siebie jakieś 400 m), widziałem i trzecią (w sumie była to pierwsza) ale raz się nie zatrzymałem. Bardzo często znajduję te linki w tym roku już chyba ze 6 znalazłem. Zawsze mi się przydają, zresztą jak jakaś mi się już porwie to nie kupuję nowych bo wiem, że prędzej czy później znajdę jakąś na trasie. Teraz mam dwie kolejne w kolorze niebiesko czarnym ;-B.
Pogoda mi dopisała, niby zimno, ale mi ostatnio jakoś tak bardzo ciepło na rowerze, nawet ze swoich kłapouchowych rękawiczek zdejmuję nakładkę i jeżdżę z gołymi palcami. A mi w sumie jedynie w dłonie czasami bywało zimno. No cóż niektórzy twierdzą, że jestem zmiennocieplny może to i prawda.
Dzisiejsze km to 31 po województwie lubelskim, 1.53 po małopolskim i reszta po Podkarpaciu (ja komuś się chce niech sobie policzy).

Drzewo graniczne (lubelskie-podkarpackie).© stamper

Nagrobki, Moszczanica.© stamper

Cerkiew św. Michała Archanioła, Moszczanica.© stamper

Cerkiew św. Michała Archanioła w Moszczanicy.© stamper
Nie wiem co za muzykę wrzucić, dam więc troszkę Lisy Gerrard.
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
128.19 km
13.96 km teren
06:15 h
20.51 km/h:
Maks. pr.:31.70 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:334 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Rzeszów - Roztocze.
Środa, 27 października 2010 · dodano: 30.10.2010 | Komentarze 2
Trasa:Kraków z mieszkania do dworca pkp (jakieś 1.6km), Rzeszów-Krasne-Palikówka-Wola Mała-Dąbrówki-Smolarzyny-Budy Łańcuckie-Laszczyny-Chodaczów-Tryńcza-Ubieszyn-Sieniawa-Dobra-Cewków-Stary Dzików-Ułazów-Niemstów-Kolonia Stary Lubliniec-Zamch-Park Krajobrazowy Puszczy Solskiej-Hamernia-Długi Kąt.
Miałem dziś jechać znacznie dłuższą trasę, nawet 300 km, ale praca pokrzyżowała mi trochę plany. Wróciłem z niej do mieszkania o 23:56, a miałem być w domu dwie godziny wcześniej. Nic nie byłem jeszcze spakowany ani przygotowany do drogi, a żeby pokonać taki dystans trzeba końcem października wyjechać najpóźniej o 5 rano. Obudziłem się dopiero po 6 (byłem trochę zmęczony po wczorajszych prawie 12 godzinach w pracy na rowerze), więc sporo za późno aby przykozaczyć na takim dystansie. Na Roztocze i tak zamierzałem się dostać, więc zebrałem się szybko i pogalopowałem na pociąg do Rzeszowa (wyjazd o 7:35), skąd już rowerkiem miałem się dostać w swoje rodzinne roztoczańskie tereny.
Z pociągu zadzwoniłem do niezawodnego Adaptera z zapytaniem czy nie chce się ze mną kawałek przejechać. Marcin oczywiście nie odmówił (on chyba nigdy nie odmawia) tak więc na dworcu w Rzeszowie spotkałem swojego dobrego rowerowego towarzysza. W miłej gatko-szmatkowej atmosferze przejechaliśmy wspólnie 32 km. Rozstaliśmy się na skrzyżowaniu dróg ze 2 km za Smolarzynami, ja uderzyłem w stronę Laszczyn a Marcin udał się do Łańcuta a później z powrotem do Rzeszowa (o 18 miał zajęcia, dzięki stary za te 30 wspólnych km, jak zwykle fajnie się gadało i jechało w Twoim towarzystwie).
Gdy się rozjechaliśmy każdy w swoją stronę, miałem do pokonania jeszcze prawie 95 km, niby nie tak dużo ale o tej porze roku to już całkiem sporo. Na budziku była 13:30, niby był jeszcze czas aby zdążyć przed zmrokiem, ale musiałbym nieźle napierniczać aby być w domu przed 18. Oczywiście nie chciało mi się wypruwać z siebie flaków i jechałem tempem rekreacyjnym. Zresztą po drodze sporo czasu straciłem na robienie zdjęć (zielony most na Wisłoku w Tryńczy, cerkwie w Cewkowie i Starym Dzikowie oraz jakieś tam inne polne pstryki). W szybszej jeździe nie pomagało mi też to, że połowę tej trasy jechałem po raz pierwszy w życiu, musiałem więc trochę zerkać na mapę. Blisko 14 km przejechanych nie po asfalcie (piachy, utwardzanki, prehistoryczne resztki dróg asfaltowych oraz kamieniste trakty leśne) również sprawiło, że w domu byłem dopiero o 19:30. A zresztą po co miałem się śpieszyć, trzeba cieszyć się jazdą. Gdy dotarłem do domu, okazało się że jest minusowa temperatura, mianowicie był minus jeden stopień. Podczas jazdy dało się odczuć spore ochłodzenie, ponieważ do domu dotarłem mając na sobie dwie warstwy ubrania więcej.
Jechało mi się bardzo fajnie, przez około 35 km trasy nie minął mnie żaden samochód (taką sobie fajną trasę znalazłem ;-p) a na reszcie dróg również ruch był niewielki. We znaki najbardziej dawał mi się głód, przekonałem się, że na 300 czy nawet 200 km które też były jedną z opcji miałbym za mało jedzenia. Na taką pogodę organizm potrzebuje jednak sporo więcej kalorii. Podczas drogi zjadłem 3.5 czekolady, kanapkę, dwa banany i jakieś 100 gramów ryżu z maślanka i bakaliami a mimo to bylem cały czas głodny. Ostatnie 20 km jechałem w kompletnej ciemnicy, niby gwiazdy przyświecały ale łysy się gdzieś zdrzemnął i było ciemno jak w du..ie.
Z jazdy a szczególnie trasy jestem bardzo zadowolony, fajnie, że udało mi się ponownie ustrzelić jakąś setkę, co nie zdarzyło mi się od początku października. Martwi mnie trochę tylna piasta, chyba trzeba będzie wymienić w niej łożyska ale to już po powrocie do Krakowa.
Zdjęcia wrzucam w dowolnej kolejności, nie chce mi się ich po kolei układać ;-p.

Cerkiew św. Dymitra, Cewków.© stamper

Cerkiew św. Dymitra w Cewkowie.© stamper

Cerkiew Najświętszego Serca Jezusa w Dobrej.© stamper

Greckokatolicka cerkiew św. Dymitra w Starym Dzikowie.© stamper

Cerkiew św. Dymitra w Starym Dzikowie.© stamper

Zielony most na Wisłoku.© stamper

Zielony most na Wisłoku, Tryńcza.© stamper

Podkarpackie ambonki...© stamper

Ambona, podkarpacie.© stamper
Na koniec po takiej wycieczce trochę Pearl Jam-u nie zaszkodzi ;-).
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie