Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

> 100 km

Dystans całkowity:12506.72 km (w terenie 474.33 km; 3.79%)
Czas w ruchu:626:59
Średnia prędkość:19.95 km/h
Maksymalna prędkość:73.60 km/h
Suma podjazdów:69777 m
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:140.52 km i 7h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
189.37 km 0.78 km teren
09:00 h 21.04 km/h:
Maks. pr.:64.30 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:737 m
Kalorie: kcal

Lubelskie...Na północ w stronę Wisznic

Piątek, 16 lipca 2010 · dodano: 17.07.2010 | Komentarze 0

Trasa:
Długi Kąt-Krasnobród-Suchowola-Pniówek-Zamość-Dębowiec-Skierbieszów-Kraśniczyn-Żdżanne-Chełm-Czułczyce-Łowcza-Konstantynówka-Hańsk-Kołacze-Stary Brus-Sorodnica-Lubień-Kaplonosy-Nowe Mosty-Dołholiska-Wisznice.

Krasnobród: kościół Nawiedzenia NMP © stamper


Krasnobród: kościół Nawiedzenia NMP

Jest to barokowy kościół wybudowany w latach 1690-1699. Fundusze na budowę kościoła i klasztor ufundowała Maria Kazimiera Sobieska czyli królowa Marysieńka w ramach wdzięczności za uzdrowienie, jakiego doznała.
Wewnątrz kościoła znajdują się m.in.: XVIII-wieczna chrzcielnica, barokowa ambona w kształcie wazy, 33-głosowe organy wykonane w 1975r. oraz cztery ołtarze boczne.
Główny ołtarz wykonany został przez Jana Mauchera w latach 1774-1776. Między kolumnami znajdują się postacie świętych: Jacka. Dominika, Wincentego Ferreriusza i Tomasza z Akwinu. W centrum umieszczony jest cudowny obraz Matki Boskiej Krasnobrodzkiej.
Z lewej strony kościół łączy się z podominikańskim klasztorem. Przy sanktuarium znajduje się też Kaplica na Wodzie, szczególnie związana z objawieniami maryjnymi, Kaplica św. Rocha i interesująca Kalwaria Krasnobrodzka.
(Opis za: Katolicką Agencją Informacyjną)

Roztocze północne - okolice Skierbieszowa © stamper


9% Adapter - Okolice Kraśniczyna © stamper


Żdżanne - popołudniowa drzemka wśród mrówek. © stamper


Kościół p.w. św. Rajmunda, dawna cerkiew prawosławna w Hańsku. © stamper


Kościół p.w. św. Rajmunda, dawna cerkiew prawosławna w Hańsku.
Świątynia powstała w latach 1882-1887 na miejscu dawnej cerkwi prawosławnej (później greckokatolickiej), wzmiankowanej od 1564 roku. W 1922 roku utworzono tu parafię rzymskokatolicką.

Polesie - gdzieś tam na zapomnianej wsi... © stamper


Pierwsze 60 km to nawet niezłe górki, często gęsto osiągałem na nich prędkość w okolicach 60km/h, jak się dowiem jak to zrobić to podliczę przewyższenia na tej w sumie nie górskiej przecież trasie. Przez cały dzień grzało niesamowicie ale jakoś daliśmy radę...

Wyjazd z Adapterem, zdjęcia kiedyś jak ogarnę te moje wszystkie poprzednie zaległości.

Dane wyjazdu:
170.62 km 6.12 km teren
07:31 h 22.70 km/h:
Maks. pr.:63.80 km/h
Temperatura:30.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Po Adaptera, aby mi się gdzieś nie zapodzial na roztoczanskiej ziemi...

Czwartek, 15 lipca 2010 · dodano: 15.07.2010 | Komentarze 0

Trasa:
Długi Kąt-Józefów-Osuchy-Podsośnina-Szostaki-Pisklaki-Chmielek-Rakówka-Księżpol-Biszcza-Potok Górny-Szyszków-Naklik (tu spotykam się z Marcinem)-Szyszków-Dąbrówka-Tarnogród-Różaniec-Obsza-Zamch-Puszcza Solska-Hamernia-Długi Kąt.

I po obiedzie jeszcze krótkie kółeczko ;-):
Trasa:
Długi Kąt-Stanisławów-Wólka Husińska-Krasnobród-Hutki-Malewszczyzna-Józefów Roztoczański-Borowina-Józefów-Samsonówka-Długi Kąt
Kategoria > 100 km, Z kimś


Dane wyjazdu:
137.35 km 0.00 km teren
05:50 h 23.55 km/h:
Maks. pr.:55.50 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:538 m
Kalorie: kcal

Do Truskawkowego Krzycha i z powrotem.

Niedziela, 11 lipca 2010 · dodano: 12.07.2010 | Komentarze 0

Trasa:
Długi Kąt-Józefów-Tereszpol Zygmunty-Panasówka-Lipowiec-Czarnystok-Pulczynów-Wola Kątecka-Wola Rdzięcka-Abramów-Wólka Abramowska-Goraj-Łada-Goraj-Abramów-Wola Radzięcka-Smoryń-Trzęsiny-Czarnystok-Lipowiec-Panasówka-Zwierzyniec-Obrocz-Guciów-Bondyrz-Kaczórki-Hutki-Krasnobród-Wólka Husińska-Stanisławów-Długi Kąt.

Wieczorem wybrałem się jeszcze na dni Józefowa wiec wpadło mi jeszcze dodatkowe 10 km ;-).

Trasę tę w większości znałem, część była mi jednak obca (od Czarnegostoku do Łady), posiłkowałem się więc mapą. Na podstawie mojej mapy mogę stwierdzić, że od 1993 roku (data wydania mojej mapy) okoliczne trasy trochę się pozmieniały, wybudowano m.in drogę krajową nr 74 której na mojej mapce nie uświadczyłem ;-). Chyba najwyższy czas zaopatrzyć się jakieś świeższe materiały. Trasa ogólnie średnio interesująca, ulice dziurawe jak to na Roztoczu ;-). Teren lekko pagórkowaty, w okolicach Zwierzyńca sporo lasów. Wiatr raczej mi przeszkadzał, albo wiał z boku albo w twarz, mimo to jechało mi się naprawdę fajnie.

Roztocze północne © stamper
Kategoria > 100 km, Samotnie


Dane wyjazdu:
104.81 km 10.70 km teren
04:42 h 22.30 km/h:
Maks. pr.:51.80 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wreszcie jakaś setka.

Piątek, 9 lipca 2010 · dodano: 10.07.2010 | Komentarze 0

Trasa: Długi Kąt-Józefów-Aleksandrów-Smólsko-Biłgoraj-Smólsko Małe-Brodziaki-Tereszpol Kukiełki-Sochy-Szozdy-Zwierzyniec-Florianka-Górecko Stare-Józefów-Majdan Nepryski-Samsonówka-Długi Kąt.
Z rana byłem jeszcze myć rower w pobliskim bajorku po wczorajszej błotnej masakrze.

Wybrałem się dziś do siostry do Biłgoraja zobaczyć moją dawno niewidzianą chrześniaczkę. Madzia rośnie jak na drożdżach i jest z niej już niezły 2.5 letni kawałek małej kobitki ;-).

Nie chciało mi się wracać najkrótszą drogą trasą przez Aleksandrów (9 kilometrowa wioska) więc postanowiłem sobie urozmaicić jakoś trasę. W Smólsku odbiłem na Brodziaki a w Brodziakach skręciłem na leśną drogę przeciwpożarową. Jechałem tamtędy ostatnio z 10 lat temu i asfaltu było tam niewiele. Obecnie jest tam naprawdę fajna asfaltówka, ruch samochodowy jest żaden, więc jedzie się naprawdę przyjemnie. Na blisko 10 kilometrowej trasie spotkałem jedynie kilku jagodziarzy. Asfalt kończy się jakieś 2.5 km przed Tereszpolem (szkoda, że nie podciągnęli już tej trasy asfaltem do samego końca), odcinek ten jest bardzo kamienisty ale da się przeżyć, zawsze to jakieś urozmaicenie.

Bagna Puszczy Solskiej - Roztocze Środkowe © stamper


W Tereszpolu zamiast skręcić w stronę Józefowa i jechać do domu obiłem w stronę Zwierzyńca, gdzie nad zalewem umówiłem się z Krzemem. Musiałem, na niego poczekać kilkanaście minut. Pojechaliśmy na miasto zjeść jakiegoś zapychacza a później przez Roztoczański Park Narodowy, trasa przez Floriankę i Górecko Stare skierowaliśmy się w stronę domów.

Barokowy kościół filialny "na wodzie" pw. św. Jana Nepomucena z XVIII wieku © stamper


Koniki Polskie - Florianka, Roztocze Środkowe © stamper


Konik Polski © stamper


Konik polski w Roztoczańskim Parku Narodowym

Koniki polskie są jedyną rasą koni prymitywnych w Polsce. Są one potomkami tarpanów, które żyły niegdyś w puszczach Polski; Litwy i Prus: Odłowione w Puszczy Białowieskiej w I I połowie XVIII w, ostatnie tarpany; umieszczono w Zwierzyńcu - rezerwacie myśliwskim hrabiego ordynata Zamoyskiego. Rezerwat ten zajmował między innymi tereny dzisiejszej ostoi konika polskiego: Na początku XIX wieku tarpany rozdano okolicznym chłopom. Skrzyżowane z końmi domowymi zachowały się w okolicach Biłgoraja da początków XX wieku w postaci prymitywnej rasy koni chłopskich. Dopiero w okresie międzywojennym potomkami dawnych tarpanów zainteresowali się naukowcy, W 1936 roku utworzono w Białowieży rezerwat; gdzie umieszczono najbardziej typowe okazy. Drogą selekcji i hodowli zaczęto odtwarzać postać dawnego tarpana.

Hodowla zachowawcza konika polskiego w RPN prowadzona jest w Warunkach zbliżonych do naturalnych, na obszarze wydzielonym w okolicy stawów "Echo' oraz w warunkach stajennych we Floriance. Ostoja Rezerwatowej Hodowli Konika Polskiego powstała w 1982 roku. Obejmuje ona obszar około 100 ha, w skład którego wchodzą lasy, stawy-z liczną siecią grobli oraz dolina strumienia Świerszcz, który służy konikom jako wodopój. Obecnie w Ostoi przebywa stado około 20 sztuk.

W 1995 r, utworzono Ośrodek Stajennej Hodowli Koników Polskich we Floriance, w którym prowadzane są prace mające na celu odtworzenie cech genetycznych tarpanów wśród koników polskich.

Charakterystyczne cechy konika polskiego to: niski wzrost, (125 135 cm), obfite owłosienie w okresie zimy, maść myszata z Czarną pręgą przez grzbiet, pręgowanie w okolicy łopatek i stawów skokowych. Koniki polskie charakteryzują się dużą siłą w stosunku do masy ciała, wytrzymałością, odpornością na choroby oraz łagodnym temperamentem i charakterem. Rasa ta posiada wybitne właściwości przystosowawcze, charakteryzuje się ogromną żywotnością i zaradnością.

Opis za: http://www.roztocze.net/tylko_dla_t/rpn/index.html#3
Kategoria > 100 km


Dane wyjazdu:
151.39 km 3.98 km teren
06:15 h 24.22 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sędziszów Małopolski-Kolbuszowa-Sokołów Małopolski-Leżajsk-Kuryłówka-Luchów Górny-Wola Różaniecka-Zamch-Puszcza Solska-Hamernia-Długi Kąt

Niedziela, 23 maja 2010 · dodano: 23.05.2010 | Komentarze 2

Zdjęcia może będą, ale później, robiłem je w rawach, niestety w domu nie mam ich za bardzo w czym wywołać (instalki programów zostały w Krakowie), jeśli ściągnę jakiś program to coś wrzucę na dniach, jeśli nie, to zdjęcia pojawią się dopiero w lipcu, zresztą i tak niewiele fotek zrobiłem po drodze.

Adapter dzięki za wspólną jazdę. Na dniach postaram się opisać co się działo na trasie.

Ehh... Nie dadzą mi spokoju i bądź tu człowieku w tym kraju leniem patentowanym, po prostu się nie da. Wrzucam kilka zdjęć z wyjazdu, nie ma ich za wiele bo jak już wspomniałem, nie zrobiłem ich na tej trasie za dużo.

Jako, że nie mam od roku pociągu w swoje rodzinne strony (porypana spółka pkp postanowiła zamknąć stację Zamość i wszystkie stacje pośrednie na liniach od Stalowej Woli do Zamościa i od Horyńca Zdroju do Zamościa), więc od zeszłych wakacji jeżdżę sobie do domu częściowo pociągiem (okolice Rzeszowa), częściowo rowerem. Tym razem wybrałem się pociągiem z Krakowa do Sędziszowa Małopolskiego, a stamtąd już rowerkiem. Z pociągu zadzwoniłem do Adaptera (Marcin), czy nie chciałby się ze mną przejechać kawałek z Rzeszowa, okazało się, że jest w domu w Nowej Dębie i rzucił hasło aby się spotkać w Kolbuszowej. Postanowiłem więc nie jechać do samego Rzeszowa tylko wysiąść sobie w Sędziszowie, ze 20 km wcześniej. Stamtąd udałem się w stronę Kolbuszowej. Na drodze z Sędziszowa do Kolbuszowej miałem okazję jechać po naprawdę wyśmienitej nawierzchni, super asfalt, mały ruch i piękne lasy czego można chcieć więcej. Z Marcinem spotkałem się przed Kolbuszową, skąd wspólnie pojechaliśmy w stronę Sokołowa Małopolskiego.

Przed Kolbuszową mój wiekowy, popękany licznik zaczął szwankować, dzień wcześniej zalała go woda, więc już do końca dnia raz mi działał raz nie. Działał w sumie przez 90 km, dodatkowe 60 odpoczywał.

Z Marcinem jechało się super, pogadaliśmy sobie, podjedliśmy i podziwialiśmy mijany po drodze krajobraz. Droga w dalszym ciągu była bardzo dobrej jakości. Po jakichś 40 km wspólnej jazdy, Marcin zawrócił w stronę Nowej Dęby. Przed odjazdem zrobiłem mu podróżniczo-rowerowe zdjęcie ;-).

Marcin - Adapter © stamper



Ja z kolei udałem się w stronę Leżajska. Przed Leżajskiem zaczęło na mnie kropić z nieba więc trochę przyspieszyłem. Przez miasto przejechałem na przestrzał w stronę Kuryłówki zatrzymując się tylko na kilka chwil w Starym Mieście, gdzie sfotografowałem kościół parafialny pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli:


Stare Miasto - kościół parafialny Św. Andrzeja Boboli © stamper



W Kuryłówce odbiłem na Luchów Górny, licznik w dalszym ciągu szwankował, raz działał raz nie. Miałem dobry wiatr w plecy, droga też nie najgorsza więc jechałem cały czas około 35 km/h. Z Luchowa odbiłem na Wolę Różaniecką i później przejeżdżałem przez Różaniec, gdzie jakieś jełopy spod sklepu chciały mnie poszczuć psem, pies był jednak od nich mądrzejszy i nawet nie zwrócił na mnie uwagi, chyba byłem dla niego za chudy, samych kości nie będzie przecież gryzł. Następnie pokierowałem się w stronę Obszy. Przed Wolą Obszańską ponownie złapała mnie lokalna burza, którą przeczekałem pod przydrożnym kasztanem. W Woli Obszańskiej skierowałem się w stronę Zamchu a nie Łukowej, wybierając drogę ciut dłuższą ale o ileż milszą do jazdy. W Zamchu nadrobiłem jakieś 1700 metrów bo skręciłem za wcześnie w boczną dróżkę. Gdy już wróciłem na właściwe tory i zacząłem jechać właściwą, utwardzaną polną drogą w stronę Puszczy Solskiej spotkałem starszą panią na skuterze, która powiedziała do mnie tak: Paaaanieee, pan tędy nie przejedzie, chyba, że w gumiakach albo na bosaka, tam dalej jest pełno wody. Powiedziałem jej, że najwyżej skorzystam z jej rady i przejadę zalany odcinek bez butów, na co ona tylko pokiwała z niedowierzaniem głową. W moją wzmiankę o tym, że moje sakwy są nieprzemakalne też za bardzo nie wierzyła. Po chwili rozmowy każde z nas ruszyło w swoja stronę. Okazało się, że kobitka częściowo miała rację, przez drogę płynęły rzeczki, przelewając się z jednych pól na drugie ale jakoś udało mi się przejechać, nawet nie ściągając butów. Pewnie 2/3 dni wcześniej miałbym na tej trasie większe problemy. Tak mniej więcej wyglądała ta podmokła droga gruntowa:


Droga prowadząca do Puszczy Solskiej. © stamper



Po jakichś 3,5 km po tej utwardzanej drodze wjechałem w leśną asfaltówkę po Puszczy Solskiej. Nie minął mnie na niej przez kilkanaście km żaden samochód (jeżdżą tamtędy wyłącznie leśnicy), jest to droga marzenie dla każdego rowerzysty, dobry asfalt, zerowy ruch i stara puszcza wokoło, bardzo lubię tamtędy jeździć.


Kudłaty - Puszcza Solska © stamper



Z trasy rowerowej po Puszczy solskiej wyjechałem kilka km za Hamernią, tu aż do samego Długiego Kątu asfalt jest tragiczny, ciężko jest jechać powyżej 22/23 na godzinę aby nie pokrzywić sobie kół. Na szczęści do domu zostało mi tylko kilka km...

Ogólnie pokonaną tego dnia trasę uważam za bardzo fajną, może nie ma na niej jakichś spektakularnych widoków, wzniesień czy też zabytków architektury ale jedzie się nią bardzo przyjemnie. Ruch jest stosunkowo mały a drogi, szczególnie te na Podkarpaciu są w świetnym stanie, Lubelszczyzna południowa jest niestety jeszcze daleko w tyle...

Marcin, dzięki za wspólną jazdę i do zobaczenia w lipcu.

Dane wyjazdu:
211.32 km 1.60 km teren
09:55 h 21.31 km/h:
Maks. pr.:64.30 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1878 m
Kalorie: kcal

Sucha Beskidzka-Jordanów-Wysoka-Sarkówka-Raba Wyżna-Chochołów-Dzianisz-Zakopane-Nowy Targ-Rdzawka-Myślenice-Mogilany-Skawina-Tyniec-Kraków

Sobota, 8 maja 2010 · dodano: 09.05.2010 | Komentarze 11

Zdjęcia dedykuję chłopakom Marcinowi i Przemkowi oraz osobom przyciskającym mnie do szybszego wrzucania zdjęć: Eli (Niradharze), Kajmanowi (Piotrek) i Hubertowi (Gibson).

Relacja będzie na tygodniu, bo pomysł się dopiero krystalizuje, fotek być może będzie więcej, ale dajcie mi trochę czasu ;+p.

Eee, nie chce mi się nic pisać, dzięki chłopaki za wspólną jazdę, wypad uważam za bardzo udany. Żeby nie było tak różowo z moja jazdą to na 202 km omijając ślimaka złapałem kapcia. Na szczęście dało się jakoś jechać i na dwóch dopompowaniach dojechałem do mieszkania.

Aha, Beacie też dziękuję bo wyjechała nam naprzeciw i przejechała z nami kilkanaście ostatnich kilometrów...

Mały Wawel - Sucha Beskidzka © stamper


Mały Wawel w Suchej Beskidzkiej © stamper


Marcin (Adapter) i Przemek (Shem) © stamper


Dywan z mleczy przy drodze do Jaworowa © stamper


Merrowing Trekking vel Morrowind Trekking © stamper


Widok na Tatry z okolic Czarnego Dunajca © stamper


Kościół pod wezwaniem Św. Jacka w Chochołowie © stamper


Trzy "rowerowe wariatuńcie" zerkające na Tatry © stamper


Giewont - Tatry © stamper


Tatry - Zakopane © stamper


Górskie mgły © stamper


Dane wyjazdu:
194.25 km 0.25 km teren
09:19 h 20.85 km/h:
Maks. pr.:59.90 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1737 m
Kalorie: kcal

Trzy przełęcze i zerwany hak ;O

Sobota, 24 kwietnia 2010 · dodano: 27.04.2010 | Komentarze 3

Relacja później bo muszę jeździć na singlu i w ramach protestu opiszę wycieczkę z lekkim opóźnieniem.

Opóźnienie się przeciągnęło ale aby nie przesadzać, poniżej przedstawiam swoją wersję wydarzeń, niekoniecznie zgodną z prawdą, może kiedyś zweryfikują to ludzie z Archiwum X (szczególnie przypadek złamanego haka).

Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma rzekami i innymi duperelami usiadłem sobie przed komputerem i co widzę na moim ostatnio ulubionym rowerowym portalu? Ano to, że jakiś poczciwy młody człek dał ogłoszenie o chęci wspólnej jazdy po Beskidzkich przełęczach (przełęcze Przysłop, Krowiarki i Sanguszki, zaliczając po drodze chociażby całkiem przyzwoity podjazd po Makowską Górę). Niewiele się namyślając zgłosiłem swoją pokraczną osobę do udziału w tym rowerowym przedsięwzięciu. No bo cóż lepszego można robić w sobotnie popołudnie, niż wybranie się na jakiś fajny wypad rowerowy, tym bardziej, że miała to być jazda po terenach górskich.

Z Shemem (Przemkiem) dogadałem się bardzo szybko, ustaliśmy co, gdzie, kiedy i jak. Pozostało nam tylko czekać do soboty aby wyruszyć na trasę. W piątek pod wieczór, jakoś przed 18 zadzwoniłem do Gibsona (Hubert), poznałem go ze dwa tygodnie wcześniej ścigając się z nim na ścieżce z Huty do centrum ;p. Chłopak zastanawiając się jeszcze krócej niż ja, zdecydował się z nami jechać. Zajęło mu to niecałe 5 minut, nie za zadawał zbędnych pytań co, gdzie, z kim i jak... Tak więc trafił się nam kolejny pozytywnie zakręcony wariat.

Przechodząc do sedna (jeśli ktoś przebrnął przez te wcześniejsze wypociny to szczerze mu współczuję), z Hubertem spotkałem się o 7:30 pod Mickiewiczem, miałem jak zwykle kilkuminutowy poślizg. Nic to, Hubert cierpliwie czekał. Do Shema na Ruczaj dojechaliśmy 2 minuty przed 8 a więc przed czasem. Po krótkiej gatce szmatce, Przemek zaczął prowadzić nas w stronę Skawiny a później Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie zrobiliśmy sobie pierwszy krótki postój na 2/3 fotki.
Z Kalwarii odbiliśmy na mniej uczęszczaną drogę przez m.in Skawinki w stronę Palczy.

W Skawinkach sfotografowaliśmy zabytkowy drewniany kościół św. Joachima z XVI w.:

Kościół św. Joachima w Skawinkach © stamper


Kościół w Skawinkach © stamper


W Palczy odbiliśmy na Budzów, Zembrzyce i wreszcie Suchą Beskidzką, gdzie umówiliśmy się na spotkanie z Elą (Niradhara) i Piotrkiem (Kajman), była godzina 11:30. Jako, że mieliśmy już trochę w nogach a w żołądku było pusto zamówiliśmy sobie jakieś żarcie w Karczmie Suskiej (jedzenie smaczne ale jak na mój apetyt było go za mało, ceny lekko zbójeckie, ale dało się przeżyć). Ela z Piotrkiem przyjechali z Kobiernic, mieli więc za sobą również spory odcinek trasy. W miłej atmosferze przy jedzonku, dowiedziałem się co nieco o ludziach z Bikestats i o samym portalu. Dostaliśmy od Niradhary naklejki Bikestats, aby można nas było wyłapać z tłumu. Chciałbym za nie raz jeszcze bardzo podziękować, od siebie i od dziewczyny, która również jest Bikestatowiczką ;).

Po 1.5 godzinnej mniej więcej przerwie i zrobieniu sobie wspólnych fotek grupa się rozdzieliła i tak Ela z Piotrkiem pojechali zwiedzać atrakcje Suchej Beskidzkiej a Hubert (Gibson) w ekspresowym tempie udał się samotnie z powrotem do Krakowa. My z kolei pojechaliśmy dalej na przełęcze Przysłop i Krowiarki ;).

Pamiątkowe zdjęcie z Suchej Beskidzkiej ze specjalną dedykacją dla Niradhary, która postanowiła "ustawić" mnie do pionu i zmobilizowała do zamieszczania zdjęć na swoim blogu. Kolejno od lewej ekipa z Bikestats: Piotrek (Kajman), Ela (Niradhara), Hubert (Gibson) i organizator wycieczki Przemek (Shem), ja jestem z drugiej strony obiektywu ;p:

Spotkanie w Suchej Beskidzkiej © stamper


Jak wspomniałem powyżej, razem z Shemem odbiliśmy z Suchej na przełęcz Przysłop (661 metrów n.p.m). Droga wznosiła się dosyć leniwie, podjazd nie sprawił mi jakiegoś problemu, po drodze Przemek zrobił mi zdjęcie jak jakiś wariat wyprzedza mnie i furmankę na trzeciego. Na przełęcz wyjechałem trochę przed Przemkiem, który nie chciał podnosić sobie tętna ;-p. Z przełęczy był fajny widok na góry, jednakże nie zrobiłem tam jakiegoś ciekawego zdjęcia, słońce stało za wysoko, zdjęcia wychodziły więc lekko zamglone i mało kontrastowe. Z przełęczy udaliśmy się w stronę Zawoi i naszego głównego celu czyli Krowiarek.
W Zawoi zatrzymaliśmy się na chwilę pod kolejnym drewnianym kościołem. Jak napisał w swojej relacji Shem (ja nie sprawdziłem) jest to: "kościół św. Klemensa, Papieża i Męczennika. Zbudowano go w 1888 r. Do zbudowania tego kościoła użyto drewna ze stojącego w tym miejscu poprzedniego kościoła z lat 1757-59".

url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,97172,kosciol-w-zawoi.html]
Kościół w Zawoi © stamper
[/url]

Wyjeżdżając z Zawoi naszym oczom ukazała się Babia Góra, majestatyczny ośnieżony beskidzki kolos:

" title="Babia Góra" width="800" height="533" />
Babia Góra © stamper


Podjeżdżając pod przełęcz Krowiarki (1018 metrów n.p.m) musieliśmy założyć na nasze opony łańcuchy, bo bez nich ani rusz w takim terenie ;).

url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,97181,znak-drogowy.html]
Znak drogowy © stamper
[/url]

Na Krowiarkach zatrzymaliśmy się na chwilę, zjadłem resztki swojego żarcia i podroczyłem się chwilę z kobietą sprzedającą tam oscypki, niestety nie miała nic o smaku czekoladowym, więc nie dokonałem u niej żadnego zakupu. Gdy mieliśmy już zbierać nasze dupska w drogę powrotną, na przełęcz od drugiej strony podjechał kolarz. Zatrzymał się na chwilkę i zaczęliśmy z nim rozmawiać. Spytałem się go skąd jest, okazało się, że z Nowego Sącza. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego rower (nie na twarz ;) i wiedziałem, że to Kr1s1983 (Krzysiek) czyli numer 1 w tym roku z Bikestats. Robił sobie rekreacyjną 250 kilometrową trasę po górach ;). Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie, Krzysiek ze swoim wzrostem wygląda przy nas jak Wyrwidąb, ja mam niby z metr osiemdziesiąt a wyglądam przy nim jak kurdupel:

Krowiarki z chłopakami © stamper


Z Krowiarek wspólnie z Krzyśkiem zjechaliśmy do Makowa Podhalańskiego, Krzysiek bardzo nam odjeżdżał na zjeździe na swojej szosówce, mimo, że pedałowałem przez połowę zjazdu nie mogłem go dognać, musiał na nas zaczekać na dole. Z Zawoi pojechaliśmy w trójkę przez Skawicę w stronę Makowa Podhalańskiego. Mieliśmy w sumie ze 25 km z górki a jeszcze Kr1s1983 nas podciągał na swojej kolarce, więc do Makowa dotarliśmy w ekspresowym tempie. W Makowie Krzysiek się od nas odłączył, pojechał w stronę Krakowa głównymi drogami, a my postanowiliśmy się zmierzyć z jeszcze jednym większym podjazdem. Był to podjazd pod Makowską Górę (699 metrów n.p.m, wyjeżdża się na 602 metry). W przekroju całej trasy był to najbardziej stromy podjazd, jak się później okazało i tak jechaliśmy od tej łagodniejszej strony. Podjeżdżając zatrzymaliśmy się zrobić kilka zdjęć, z południowej strony zboczy roztaczały się chociażby takie widoki:

Widok z Makowskiej Góry © stamper


Z drugiej strony makowskiej góry są natomiast takie oto obrazki:

Makowska Góra © stamper


Widok z Makowskiej Góry © stamper


Zjeżdżając z Makowskiej Góry można było się naciąć na auta jadące z naprzeciwka, droga jest bardzo wąska i jest naprawdę stromo, w zeszłym roku droga ta była wyłożona betonowymi płytami, w tym jest już położony asfalt. Zjazd skończył się w Budzowie skąd pojechaliśmy w stronę Sułkowic. Po drodze czekał nas jeszcze niewielki podjazd pod przełęcz Sanguszki (480 m n.p.m).

Przełęcz Sanguszki © stamper


Powoli zapadał już zmierz więc po zrobieniu kilku fotek ruszyliśmy w te pędy w stronę Krakowa. Mieliśmy spory kawałek z górki bo aż do Sułkowic, skąd następnie przez Biertowice i Radziszów dojechaliśmy do Skawiny. Tu rozstałem się z Przemkiem, chciałem dokręcić jeszcze kilkanaście dodatkowych kilometrów aby wyszło mi 200 km, odbiłem więc w stronę Tyńca. Jechało mi się mimo zmroku bardzo fajnie, praktycznie zerowy ruch. Wszystko co dobre tego dnia skończyło się dla mnie gdy podjeżdżałem na małe szutrowe wzniesienie przed torem kajakowym. Podjeżdżając na te raptem z 5 metrowe wzniesienie zerwałem hak mocujący przerzutkę, pogiął mi się łańcuch i przerzutka też jest do wymiany. Nie mając ze sobą skuwacza ani zapasowego haka pojechałem sobie na rowero-hulajnodze do domu, zostało mi do pokonania jakieś 15 km od miejsca tego wypadku. Średnia mi trochę spadła ale nie było tak źle po 1,5 godzinie dotarłem do domu, niestety nie zrobiłem pierwszej tego roku dwusetki, zabrakło mi niecałe 6 km. Dałem sobie spokój z dokręcaniem kilometrów, hulajnoga nie jest dla mnie najwygodniejszym środkiem transportu a tak wyglądała moja przerzutka jak ją sfotografowałem rano:

Złamany hak © stamper


Dziękuję wszystkim z którymi jechałem (Przemek, Hubert, Krzysiek) i tym, których miałem przyjemność poznać i spotkać tego dnia (Ela i Piotrek). Mam nadzieję, że już niedługo ponownie spotkamy się na trasie.

Dane wyjazdu:
124.07 km 0.67 km teren
05:55 h 20.97 km/h:
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1419 m
Kalorie: kcal

Kraków - Wieliczka- Dobczyce - Mszana Dolna - Rdzawka - Nowy Targ - Zakopane

Sobota, 10 kwietnia 2010 · dodano: 11.04.2010 | Komentarze 3

Budzik nastawiłem sobie na kilka minut przed 5 rano, wstać wstałem, ale nie powiem abym się z rana szybko wybierał. Oczywiście nie spakowałem się wieczorem tylko robiłem to z rana na zaspanego wariata, niby nie brałem dużo rzeczy, ale musiałem uważać aby nie zapomnieć czegoś co mogłoby mi się przydać na trasie. Spakowałem aparat oraz drugi obiektyw, klucze rowerowe, mapki, jedzenie i jakieś dodatkowe ubrania na niepogodę. Plecak z aparatem włożyłem do sakwy aby mi nie przeszkadzał na plecach. Wyszło mi w sumie tego bagażu z 8-10 kilo, niby niewiele ale jak na tak krótki wyjazd to jak zwykle za dużo. No cóż pakować też się trzeba nauczyć, a ja już tak mam, że prawie zawsze wożę nadbagaż.

Wystartowałem o 6:30 rano. Pogoda była znośna, zimno, ale nie aż tak jak zapowiadali. Wybrałem sobie drogę przez Wieliczkę, nie miałem ochoty jechać zakopianką. Wydawało mi się, że tu ruch będzie mniejszy ale i tak miejscami było naprawdę sporo aut na drodze. Do Wieliczki poszło bardzo sprawnie, do Dobczyc również, w sumie pierwszy raz jechałem do Zakopanego i ta trasa była mi zupełnie obca. W Dobczycach zrobiłem ze 3 zdjęcia kościoła i pojechałem dalej w stronę Kasiny Wielkiej. Droga zrobiła się lepsza, niby miały być roboty na drogach ale układali co najwyżej zajezdnie autobusowe przy przystankach. W Wiśniowej zatrzymałem się na drugie śniadanie, zamieniłem też opaski na nogach i sfotografowałem XVIII wieczny drewniany kościół. Pogoda zaczęła się lekko psuć, zaczął kropić deszcz.
Wyjeżdżając z Kasiny skręciłem omyłkowo na Nowy Sącz ale szybko zawróciłem. W Mszanie Dolnej dwukrotnie źle mnie pokierowali miejscowi, nie wiem czy specjalnie czy sami się za dobrze nie orientowali. Nadrobiłem więc może ze 2 km, niewiele ale czas mnie naglił bo Beata już dojeżdżała na dworzec w Nowym Targu skąd wspólnie mieliśmy dojechać do Zakopanego.
Z Mszany pojechałem do Rabki (gdzie zaczęło walić gradem), aby nie jechać główną drogą skręciłem na Rdzawkę (812 m n.p.m), jest to miejscowość położona jakieś 250-300 metrów wyżej niż Rabka, jest tam więc naprawdę stromy podjazd, długości może 2.5-3 km ale naprawdę dał mi w kość, przypomniała mi się Norwegia ;-p. Wyjechałem na to wzniesienie z prędkością 7-8 km/h więc niezbyt imponującą. Jak się okazało był to najcięższy podjazd na tej trasie.

W Nowym Targu byłem o 12, zeszło mi trochę przez postoje na trasie (jedzenie i zdjęcia) oraz małe błądzenie i lukanie na mapę. Z Nowego Targu już z Beatą pojechaliśmy w stronę Zakopca. Towarzyszył nam spory ruch na drodze, często mijano nas na tzw. gazetę. Odbijaliśmy więc minimalnie od głównej drogi na dróżki równolegle biegnące do zakopianki, jechaliśmy przez wsie Bańską Niżną, Biały Dunajec, Poronin. Nadrobiliśmy ze dwa, trzy km ale komfort jazdy był o niebo lepszy. Droga bardzo delikatnie pięła się w górę ale Beata dzielnie parła do przodu mimo niezbyt dobrych warunków pogodowych. W Zakopanem pobłądziliśmy chwilkę ale po telefonie do Sylwii szybko wjechaliśmy na właściwe tory i zajechaliśmy pod jej dom. Akurat zaczynała się śnieżna zawierucha.

Po obiadku (pizza ;) poszliśmy pod skocznię, która jak się okazało jest obecnie remontowana (na dole coś tam rozkopują). Później poszliśmy do dwóch knajp gdzie wypiliśmy jakieś piwka a później do domku (w sumie piechotą przeszliśmy ze 6 km). Wieczorem czułem już lekkie zmęczenie (nie spałem poprzedniej nocy za wiele - 5h) i zasnęło mi się na Brudnym Harrym.

Wycieczkę uważam za udaną, sama trasa trochę mnie zawiodła, spodziewałem się większej ilości lasów i bezdroży a tu napotkałem prawie same wioski. Smutny jest też obraz wszech obecnie walających się przy drodze śmieci. Czy tak naprawdę ciężko jest wywieźć swoje brudy na wysypisko czy też nie wyrzucać jadąc samochodem puszek i wszelkiej maści worków i butelek? Nie wiem jak nasze środowisko będzie wyglądało za kilkadziesiąt lat, ale teraz to jest moim zdaniem tragedia.

Dane wyjazdu:
138.46 km 0.70 km teren
06:26 h 21.52 km/h:
Maks. pr.:44.40 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:370 m
Kalorie: kcal

Nowa Dęba - Jeżowe - Krzeszów - Potok Górny - Księżpol - Pisklaki - Józefów - Majdan Nepryski - Długi Kąt

Sobota, 3 kwietnia 2010 · dodano: 03.04.2010 | Komentarze 0

W zeszłym roku kretyni z pkp zamknęli stację Zamość, więc obecnie nie mam możliwości dotrzeć do rodzinnej miejscowości pociągiem. Najbliższa stacja znajduje się ode mnie z 50 km. W zeszłym roku dojeżdżałem do Długiego Kątu z Rzeszowa, wychodziło mi około 120 km. Ta trasa już mi się trochę znudziła, postanowiłem więc jechać inaczej. Okazją do tego były oczywiście święta.

Umówiłem się w Nowej Dębie z Marcinem, którego w zeszłym roku poznałem na polsko-ukraińskim rajdzie imienia Wojaka Szwejka. Następnie wspólnie zrobiliśmy prawie 3 tysiące km po Skandynawii (znając się wcześniej w sumie z miesiąc ;). Marcin mieszka w Nowej Dębie, zaproponował, że będzie mi towarzyszył przez część trasy. Podjechał ze mną 54 km (do Krzeszowa) i później wrócił do domu. Dziękuję ci bardzo chłopie za towarzystwo. Naprawdę bardzo przyjemnie mi się z tobą jechało, fajnie było znowu pogadać (dzięki też za bardzo dobre kanapki ;).

Ruch na trasie do Krzeszowa był niewielki, jechaliśmy sobie spacerowym tempem, cały czas gadając. Droga była w bardzo dobrym stanie. Rozstaliśmy się na moście na Sanie, miałem do przejechania jeszcze spory kawałek drogi. Trasa była mi znana w jakichś 40 końcowych km, drugie 40 wyczytałem z mapy. W województwie lubelskim zaczęły się niewielkie problemy, asfalt stał się dużo bardziej dziurawy i drogi przestały mieć oznakowania ;-p. Trzeba się było pytać miejscowych, nadrobiłem z 5-6 km, ale dzięki temu sfotografowałem bardzo ładny kościółek w Potoku Górnym.

Tego dnia miałem również za towarzysza mojego dobrego kolegę Krzema (też Marcin), który wyjechał aby mi towarzyszyć ostatnie 20 km. Spotkaliśmy się w Pisklakach skąd wspólnie dojechaliśmy do domu.

Trasa nie była zbyt trudna, ogólnie cały czas płasko, dużo lasów oraz niewielki ruch, czego można chcieć więcej (może tylko troszkę wzniesień aby się ciut zmachać ;-p). Nie odczułem też wielkiego zmęczenia, ponieważ przez ponad 70 km jechałem z kumplami a dobre towarzystwo odbiera zmęczenie i pomaga szybciej wykręcać kółeczka. Jeszcze raz dzięki chłopaki za towarzystwo i mam nadzieję, że już niedługo uda nam się wspólnie gdzieś wyskoczyć na rower.