Info

Więcej o mnie.




Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2013, Lipiec1 - 3
- 2013, Czerwiec18 - 2
- 2013, Maj20 - 13
- 2013, Kwiecień28 - 16
- 2013, Marzec28 - 43
- 2013, Luty22 - 25
- 2013, Styczeń30 - 118
- 2012, Grudzień30 - 27
- 2012, Listopad27 - 0
- 2012, Październik31 - 24
- 2012, Wrzesień16 - 0
- 2012, Sierpień31 - 4
- 2012, Lipiec30 - 10
- 2012, Czerwiec30 - 21
- 2012, Maj31 - 15
- 2012, Kwiecień19 - 0
- 2012, Marzec26 - 19
- 2012, Luty23 - 7
- 2012, Styczeń26 - 2
- 2011, Grudzień26 - 6
- 2011, Wrzesień1 - 2
- 2011, Sierpień9 - 7
- 2011, Lipiec5 - 1
- 2011, Czerwiec26 - 20
- 2011, Maj31 - 11
- 2011, Kwiecień28 - 26
- 2011, Marzec14 - 14
- 2011, Luty26 - 49
- 2011, Styczeń29 - 71
- 2010, Grudzień27 - 24
- 2010, Listopad31 - 16
- 2010, Październik23 - 8
- 2010, Wrzesień26 - 53
- 2010, Sierpień27 - 36
- 2010, Lipiec30 - 12
- 2010, Czerwiec19 - 0
- 2010, Maj24 - 37
- 2010, Kwiecień31 - 9
- 2010, Marzec22 - 0
- 2010, Luty9 - 0
- 2010, Styczeń8 - 0
Wpisy archiwalne w kategorii
Sakwiarstwo
Dystans całkowity: | 11681.78 km (w terenie 475.07 km; 4.07%) |
Czas w ruchu: | 596:54 |
Średnia prędkość: | 19.57 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.60 km/h |
Suma podjazdów: | 73957 m |
Liczba aktywności: | 91 |
Średnio na aktywność: | 128.37 km i 6h 33m |
Więcej statystyk |
Dane wyjazdu:
174.90 km
1.90 km teren
07:56 h
22.05 km/h:
Maks. pr.:51.90 km/h
Temperatura:32.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:390 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Nowa Dęba - Kraków.
Środa, 21 lipca 2010 · dodano: 23.07.2010 | Komentarze 2
Trasa:Nowa Dęba-Majdan Królewski-Ostrowy Tuszowskie-Przyłęk-Mielec-Piątkowiec-Zgórsko-Radomyśl Wielki-Dulcza Mała-Małec-Radgoszcz-Żdżary-Dąbrowa Tarnowska-Odporyszów-Żabno-Zabawa-Szczurowa-Uście Solne-Ispina-Nowe Brzesko-Igołomia-Kraków.
Marcin podprowadził mnie z Nowej Dęby przez Mielec do Dulczy Małej, miałem wtedy na liczniku 57 km, w tej właśnie Dulczy pogubiłem trochę drogę (skręciłem o jedno skrzyżowanie za wcześnie). W sumie stało się tak dlatego, że posłuchałem Marcina, ja miałem przeczucie, że źle jadę ale niepotrzebnie zaufałem Adapterowi a nie swojej intuicji. Nadrobiłem przez to około 7-8 km, część tej trasy nie miała asfaltu dobrze, że nie złapałem tam kapcia.
Ogólnie jechało mi się dobrze, wiatr nie przeszkadzał zbytnio. Z rana nogi miałem trochę ciężkie ale po kilkudziesięciu km trochę się rozkręciłem. Ostatnie 30-40 km jechałem około 30km/h aby zdążyć przed zmierzchem. Zdjęć po drodze nie robiłem (jedynie w Uściu Solnym sfotografowałem tamtejszy kościół), bo nie miałem na to czasu. Z Dęby wyjechaliśmy bardzo późno około 12 a nie chciałem wracać po ciemku. Zresztą po drodze nie za bardzo było co pstrykać, no może żałuję tylko, że nie sfotografowałem centrum Żabna, ale może kiedyś uda mi się to jeszcze nadrobić...

Kościół w Uściu Solnym© stamper

Uście Solne, kościół p.w. Nawrócenia św. Pawła.© stamper
Kategoria Samotnie, > 100 km, Sakwiarstwo
Dane wyjazdu:
174.22 km
7.25 km teren
07:23 h
23.60 km/h:
Maks. pr.:64.30 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:356 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Do Kraka na raty przez Adapterowe miasto...
Wtorek, 20 lipca 2010 · dodano: 21.07.2010 | Komentarze 0
Trasa:Długi Kąt-Hamernia-Park Krajobrazowy puszczy solskiej-Zamch-Obsza-Różaniec-Tarnogród-Dąbrówki-Szyszków-Naklik-Krzeszów-Kopki-Jeżowe-Bojanów-Nowa Dęba.
Wieczorem wyskoczyliśmy do Siwego z którym pojechaliśmy trochę terenowo przez Hutę Komorowską i Majdan Królewski. Wróciliśmy do Siwego, który zmienił rower na szosówkę i wyskoczyliśmy jeszcze na Budy Stalowskie.
Kategoria Sakwiarstwo, Samotnie, > 100 km, Z kimś
Dane wyjazdu:
200.46 km
1.18 km teren
09:27 h
21.21 km/h:
Maks. pr.:60.40 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:518 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Z Wisznic do Długiego przez Polesie.
Sobota, 17 lipca 2010 · dodano: 18.07.2010 | Komentarze 1
Trasa:Wisznice-Horodyszcze-Zaniówka-Przewłoka-Dębowa Kłoda-Sosnowica-Nowy Orzechów-Dratów-Puchaczów-Milejów-Trawniki-Fajsławice-Suchodoły-Izdebno-Orchowiec-Gorzków-Rudnik-Nielisz-Deszkowice Drugie-Szczebrzeszyn-Topólcza-Wywłoczka-Zwierzyniec-Borowina-Józefów-Pardysówka-Samsonówka-Długi Kąt.
Ostatni tydzień może nawet dłużej jeździłem na lekko zwichrowanej dętce, miała chyba minimalnie uszkodzony wentyl, jak napompowałem koło z rana tak dawało radę aż do wieczora. W Wisznicach tak je napompowałem, że aż się pompka zasklepiła i gdy ją ciut mocniej szarpnąłem, wyrwałem ten wentyl z gumy. Od razu założyłem nową dętkę, jak to jednak u mnie często bywa (takie mam "szczęście"), przejechałem może ze dwa metry i najechałem na centymetrowy kolec akacji czy czegoś tam innego, wbiło mi się to cholerstwo w oponę i rozcięło dętkę. Musiałem więc łatać tą ledwo założoną, bo jako zapas miałem tylko jedna gumę, Marcin też miał jedną ale do koła 24 calowego (buhahahaa....), a koła ma tak jak ja 28 calowe ;-)))).

Kudłaty (Stamper) łatający dętkę - Wisznice© stamper

Cerkiew w Dratowie© stamper
Cerkiew prawosławna z około 1880 roku pod wezwaniem św. Mikołaja stanowi jeden z nielicznych przykładów budownictwa sakralnego w woj. lubelskim wzniesionego w tzw. "stylu rosyjskim"

Chwila odpoczynku...© stamper
W Dratowie zatrzymaliśmy się na jakieś 40 minut, trochę tam odsapnęliśmy i podjedliśmy. Mieliśmy zamiar wskoczyć tam do jeziora, ale w tym jeziorze chyba nikt się nie kąpał, nie znaleźliśmy żadnego zjazdu do niego. Jezioro znajdowało się jakieś 200 metrów od szosy, brzeg pokrywały same trzciny. Zatrzymaliśmy się jednak pod cerkwią, gdzie ochlapaliśmy się wodą (był tam kranik ;-) i schłodziliśmy sobie plecy na schodkach prowadzących do cerkwi.

Drewniany kościół św. Wojciecha (XVIII w.)© stamper
Drewniany kościół św. Wojciecha (XVIII w., przebudowany 1859).
Na jakimś 130 którymś kilometrze Marcinowi coś pękło w przedniej piaście (myśleliśmy, że to szybkozamykacz ale to jednak co innego), przejechał tak jeszcze ze 30 km, a później zabrał go z trasy mój ojciec. Ostatnie 38 km pokonywałem więc sam, przyśpieszyłem lekko bo zapadał już zmierzch. Od Szczebrzeszyna jechałem ciut dłuższą drogą aby dobić do 200 km, pokręciłem się też chwilkę po Józefowie i Samsonówce. Udało mi się dobić do 200 km, w sumie głupio byłoby mi przejechać 195 km i nie dociągnąć już do tej dwusetki.
Przez cały dzień jechało się w miarę dobrze, upał nieźle dawał się nam we znaki, kilometry zrobione w ciągu dwóch ostatnich dni też zrobiły swoje, więc średnia wyszła nam taka sobie. Ale w sumie nie o to w tym wszystkim chodzi ;-). Ogólnie wypad zaliczam do bardzo udanych, zdjęć nie zrobiłem za wiele, a i tak wrzucam tylko część. Mam jakieś brudy na matrycy albo w obiektywie i nie za fajnie to wygląda na zdjęciach, może jeszcze kiedyś coś dorzucę, na razie tyle musi wystarczyć...
Kategoria Sakwiarstwo, > 200 km, Z kimś, > 100 km
Dane wyjazdu:
189.37 km
0.78 km teren
09:00 h
21.04 km/h:
Maks. pr.:64.30 km/h
Temperatura:35.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:737 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Lubelskie...Na północ w stronę Wisznic
Piątek, 16 lipca 2010 · dodano: 17.07.2010 | Komentarze 0
Trasa:Długi Kąt-Krasnobród-Suchowola-Pniówek-Zamość-Dębowiec-Skierbieszów-Kraśniczyn-Żdżanne-Chełm-Czułczyce-Łowcza-Konstantynówka-Hańsk-Kołacze-Stary Brus-Sorodnica-Lubień-Kaplonosy-Nowe Mosty-Dołholiska-Wisznice.

Krasnobród: kościół Nawiedzenia NMP© stamper
Krasnobród: kościół Nawiedzenia NMP
Jest to barokowy kościół wybudowany w latach 1690-1699. Fundusze na budowę kościoła i klasztor ufundowała Maria Kazimiera Sobieska czyli królowa Marysieńka w ramach wdzięczności za uzdrowienie, jakiego doznała.
Wewnątrz kościoła znajdują się m.in.: XVIII-wieczna chrzcielnica, barokowa ambona w kształcie wazy, 33-głosowe organy wykonane w 1975r. oraz cztery ołtarze boczne.
Główny ołtarz wykonany został przez Jana Mauchera w latach 1774-1776. Między kolumnami znajdują się postacie świętych: Jacka. Dominika, Wincentego Ferreriusza i Tomasza z Akwinu. W centrum umieszczony jest cudowny obraz Matki Boskiej Krasnobrodzkiej.
Z lewej strony kościół łączy się z podominikańskim klasztorem. Przy sanktuarium znajduje się też Kaplica na Wodzie, szczególnie związana z objawieniami maryjnymi, Kaplica św. Rocha i interesująca Kalwaria Krasnobrodzka.
(Opis za: Katolicką Agencją Informacyjną)

Roztocze północne - okolice Skierbieszowa© stamper

9% Adapter - Okolice Kraśniczyna© stamper

Żdżanne - popołudniowa drzemka wśród mrówek.© stamper

Kościół p.w. św. Rajmunda, dawna cerkiew prawosławna w Hańsku.© stamper
Kościół p.w. św. Rajmunda, dawna cerkiew prawosławna w Hańsku.
Świątynia powstała w latach 1882-1887 na miejscu dawnej cerkwi prawosławnej (później greckokatolickiej), wzmiankowanej od 1564 roku. W 1922 roku utworzono tu parafię rzymskokatolicką.

Polesie - gdzieś tam na zapomnianej wsi...© stamper
Pierwsze 60 km to nawet niezłe górki, często gęsto osiągałem na nich prędkość w okolicach 60km/h, jak się dowiem jak to zrobić to podliczę przewyższenia na tej w sumie nie górskiej przecież trasie. Przez cały dzień grzało niesamowicie ale jakoś daliśmy radę...
Wyjazd z Adapterem, zdjęcia kiedyś jak ogarnę te moje wszystkie poprzednie zaległości.
Kategoria Sakwiarstwo, > 100 km, Z kimś
Dane wyjazdu:
151.39 km
3.98 km teren
06:15 h
24.22 km/h:
Maks. pr.:43.20 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Sędziszów Małopolski-Kolbuszowa-Sokołów Małopolski-Leżajsk-Kuryłówka-Luchów Górny-Wola Różaniecka-Zamch-Puszcza Solska-Hamernia-Długi Kąt
Niedziela, 23 maja 2010 · dodano: 23.05.2010 | Komentarze 2
Zdjęcia może będą, ale później, robiłem je w rawach, niestety w domu nie mam ich za bardzo w czym wywołać (instalki programów zostały w Krakowie), jeśli ściągnę jakiś program to coś wrzucę na dniach, jeśli nie, to zdjęcia pojawią się dopiero w lipcu, zresztą i tak niewiele fotek zrobiłem po drodze.Adapter dzięki za wspólną jazdę. Na dniach postaram się opisać co się działo na trasie.
Ehh... Nie dadzą mi spokoju i bądź tu człowieku w tym kraju leniem patentowanym, po prostu się nie da. Wrzucam kilka zdjęć z wyjazdu, nie ma ich za wiele bo jak już wspomniałem, nie zrobiłem ich na tej trasie za dużo.
Jako, że nie mam od roku pociągu w swoje rodzinne strony (porypana spółka pkp postanowiła zamknąć stację Zamość i wszystkie stacje pośrednie na liniach od Stalowej Woli do Zamościa i od Horyńca Zdroju do Zamościa), więc od zeszłych wakacji jeżdżę sobie do domu częściowo pociągiem (okolice Rzeszowa), częściowo rowerem. Tym razem wybrałem się pociągiem z Krakowa do Sędziszowa Małopolskiego, a stamtąd już rowerkiem. Z pociągu zadzwoniłem do Adaptera (Marcin), czy nie chciałby się ze mną przejechać kawałek z Rzeszowa, okazało się, że jest w domu w Nowej Dębie i rzucił hasło aby się spotkać w Kolbuszowej. Postanowiłem więc nie jechać do samego Rzeszowa tylko wysiąść sobie w Sędziszowie, ze 20 km wcześniej. Stamtąd udałem się w stronę Kolbuszowej. Na drodze z Sędziszowa do Kolbuszowej miałem okazję jechać po naprawdę wyśmienitej nawierzchni, super asfalt, mały ruch i piękne lasy czego można chcieć więcej. Z Marcinem spotkałem się przed Kolbuszową, skąd wspólnie pojechaliśmy w stronę Sokołowa Małopolskiego.
Przed Kolbuszową mój wiekowy, popękany licznik zaczął szwankować, dzień wcześniej zalała go woda, więc już do końca dnia raz mi działał raz nie. Działał w sumie przez 90 km, dodatkowe 60 odpoczywał.
Z Marcinem jechało się super, pogadaliśmy sobie, podjedliśmy i podziwialiśmy mijany po drodze krajobraz. Droga w dalszym ciągu była bardzo dobrej jakości. Po jakichś 40 km wspólnej jazdy, Marcin zawrócił w stronę Nowej Dęby. Przed odjazdem zrobiłem mu podróżniczo-rowerowe zdjęcie ;-).

Marcin - Adapter© stamper
Ja z kolei udałem się w stronę Leżajska. Przed Leżajskiem zaczęło na mnie kropić z nieba więc trochę przyspieszyłem. Przez miasto przejechałem na przestrzał w stronę Kuryłówki zatrzymując się tylko na kilka chwil w Starym Mieście, gdzie sfotografowałem kościół parafialny pod wezwaniem św. Andrzeja Boboli:

Stare Miasto - kościół parafialny Św. Andrzeja Boboli© stamper
W Kuryłówce odbiłem na Luchów Górny, licznik w dalszym ciągu szwankował, raz działał raz nie. Miałem dobry wiatr w plecy, droga też nie najgorsza więc jechałem cały czas około 35 km/h. Z Luchowa odbiłem na Wolę Różaniecką i później przejeżdżałem przez Różaniec, gdzie jakieś jełopy spod sklepu chciały mnie poszczuć psem, pies był jednak od nich mądrzejszy i nawet nie zwrócił na mnie uwagi, chyba byłem dla niego za chudy, samych kości nie będzie przecież gryzł. Następnie pokierowałem się w stronę Obszy. Przed Wolą Obszańską ponownie złapała mnie lokalna burza, którą przeczekałem pod przydrożnym kasztanem. W Woli Obszańskiej skierowałem się w stronę Zamchu a nie Łukowej, wybierając drogę ciut dłuższą ale o ileż milszą do jazdy. W Zamchu nadrobiłem jakieś 1700 metrów bo skręciłem za wcześnie w boczną dróżkę. Gdy już wróciłem na właściwe tory i zacząłem jechać właściwą, utwardzaną polną drogą w stronę Puszczy Solskiej spotkałem starszą panią na skuterze, która powiedziała do mnie tak: Paaaanieee, pan tędy nie przejedzie, chyba, że w gumiakach albo na bosaka, tam dalej jest pełno wody. Powiedziałem jej, że najwyżej skorzystam z jej rady i przejadę zalany odcinek bez butów, na co ona tylko pokiwała z niedowierzaniem głową. W moją wzmiankę o tym, że moje sakwy są nieprzemakalne też za bardzo nie wierzyła. Po chwili rozmowy każde z nas ruszyło w swoja stronę. Okazało się, że kobitka częściowo miała rację, przez drogę płynęły rzeczki, przelewając się z jednych pól na drugie ale jakoś udało mi się przejechać, nawet nie ściągając butów. Pewnie 2/3 dni wcześniej miałbym na tej trasie większe problemy. Tak mniej więcej wyglądała ta podmokła droga gruntowa:

Droga prowadząca do Puszczy Solskiej.© stamper
Po jakichś 3,5 km po tej utwardzanej drodze wjechałem w leśną asfaltówkę po Puszczy Solskiej. Nie minął mnie na niej przez kilkanaście km żaden samochód (jeżdżą tamtędy wyłącznie leśnicy), jest to droga marzenie dla każdego rowerzysty, dobry asfalt, zerowy ruch i stara puszcza wokoło, bardzo lubię tamtędy jeździć.

Kudłaty - Puszcza Solska© stamper
Z trasy rowerowej po Puszczy solskiej wyjechałem kilka km za Hamernią, tu aż do samego Długiego Kątu asfalt jest tragiczny, ciężko jest jechać powyżej 22/23 na godzinę aby nie pokrzywić sobie kół. Na szczęści do domu zostało mi tylko kilka km...
Ogólnie pokonaną tego dnia trasę uważam za bardzo fajną, może nie ma na niej jakichś spektakularnych widoków, wzniesień czy też zabytków architektury ale jedzie się nią bardzo przyjemnie. Ruch jest stosunkowo mały a drogi, szczególnie te na Podkarpaciu są w świetnym stanie, Lubelszczyzna południowa jest niestety jeszcze daleko w tyle...
Marcin, dzięki za wspólną jazdę i do zobaczenia w lipcu.
Kategoria Sakwiarstwo, > 100 km, Z kimś
Dane wyjazdu:
211.32 km
1.60 km teren
09:55 h
21.31 km/h:
Maks. pr.:64.30 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1878 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Sucha Beskidzka-Jordanów-Wysoka-Sarkówka-Raba Wyżna-Chochołów-Dzianisz-Zakopane-Nowy Targ-Rdzawka-Myślenice-Mogilany-Skawina-Tyniec-Kraków
Sobota, 8 maja 2010 · dodano: 09.05.2010 | Komentarze 11
Zdjęcia dedykuję chłopakom Marcinowi i Przemkowi oraz osobom przyciskającym mnie do szybszego wrzucania zdjęć: Eli (Niradharze), Kajmanowi (Piotrek) i Hubertowi (Gibson).Relacja będzie na tygodniu, bo pomysł się dopiero krystalizuje, fotek być może będzie więcej, ale dajcie mi trochę czasu ;+p.
Eee, nie chce mi się nic pisać, dzięki chłopaki za wspólną jazdę, wypad uważam za bardzo udany. Żeby nie było tak różowo z moja jazdą to na 202 km omijając ślimaka złapałem kapcia. Na szczęście dało się jakoś jechać i na dwóch dopompowaniach dojechałem do mieszkania.
Aha, Beacie też dziękuję bo wyjechała nam naprzeciw i przejechała z nami kilkanaście ostatnich kilometrów...

Mały Wawel - Sucha Beskidzka© stamper

Mały Wawel w Suchej Beskidzkiej© stamper

Marcin (Adapter) i Przemek (Shem)© stamper

Dywan z mleczy przy drodze do Jaworowa© stamper

Merrowing Trekking vel Morrowind Trekking© stamper

Widok na Tatry z okolic Czarnego Dunajca© stamper

Kościół pod wezwaniem Św. Jacka w Chochołowie© stamper

Trzy "rowerowe wariatuńcie" zerkające na Tatry© stamper

Giewont - Tatry© stamper

Tatry - Zakopane© stamper

Górskie mgły© stamper
Kategoria Sakwiarstwo, > 200 km, Z kimś, > 100 km
Dane wyjazdu:
194.25 km
0.25 km teren
09:19 h
20.85 km/h:
Maks. pr.:59.90 km/h
Temperatura:15.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1737 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Trzy przełęcze i zerwany hak ;O
Sobota, 24 kwietnia 2010 · dodano: 27.04.2010 | Komentarze 3
Relacja później bo muszę jeździć na singlu i w ramach protestu opiszę wycieczkę z lekkim opóźnieniem.Opóźnienie się przeciągnęło ale aby nie przesadzać, poniżej przedstawiam swoją wersję wydarzeń, niekoniecznie zgodną z prawdą, może kiedyś zweryfikują to ludzie z Archiwum X (szczególnie przypadek złamanego haka).
Dawno, dawno temu za siedmioma górami, za siedmioma rzekami i innymi duperelami usiadłem sobie przed komputerem i co widzę na moim ostatnio ulubionym rowerowym portalu? Ano to, że jakiś poczciwy młody człek dał ogłoszenie o chęci wspólnej jazdy po Beskidzkich przełęczach (przełęcze Przysłop, Krowiarki i Sanguszki, zaliczając po drodze chociażby całkiem przyzwoity podjazd po Makowską Górę). Niewiele się namyślając zgłosiłem swoją pokraczną osobę do udziału w tym rowerowym przedsięwzięciu. No bo cóż lepszego można robić w sobotnie popołudnie, niż wybranie się na jakiś fajny wypad rowerowy, tym bardziej, że miała to być jazda po terenach górskich.
Z Shemem (Przemkiem) dogadałem się bardzo szybko, ustaliśmy co, gdzie, kiedy i jak. Pozostało nam tylko czekać do soboty aby wyruszyć na trasę. W piątek pod wieczór, jakoś przed 18 zadzwoniłem do Gibsona (Hubert), poznałem go ze dwa tygodnie wcześniej ścigając się z nim na ścieżce z Huty do centrum ;p. Chłopak zastanawiając się jeszcze krócej niż ja, zdecydował się z nami jechać. Zajęło mu to niecałe 5 minut, nie za zadawał zbędnych pytań co, gdzie, z kim i jak... Tak więc trafił się nam kolejny pozytywnie zakręcony wariat.
Przechodząc do sedna (jeśli ktoś przebrnął przez te wcześniejsze wypociny to szczerze mu współczuję), z Hubertem spotkałem się o 7:30 pod Mickiewiczem, miałem jak zwykle kilkuminutowy poślizg. Nic to, Hubert cierpliwie czekał. Do Shema na Ruczaj dojechaliśmy 2 minuty przed 8 a więc przed czasem. Po krótkiej gatce szmatce, Przemek zaczął prowadzić nas w stronę Skawiny a później Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie zrobiliśmy sobie pierwszy krótki postój na 2/3 fotki.
Z Kalwarii odbiliśmy na mniej uczęszczaną drogę przez m.in Skawinki w stronę Palczy.
W Skawinkach sfotografowaliśmy zabytkowy drewniany kościół św. Joachima z XVI w.:

Kościół św. Joachima w Skawinkach© stamper

Kościół w Skawinkach© stamper
W Palczy odbiliśmy na Budzów, Zembrzyce i wreszcie Suchą Beskidzką, gdzie umówiliśmy się na spotkanie z Elą (Niradhara) i Piotrkiem (Kajman), była godzina 11:30. Jako, że mieliśmy już trochę w nogach a w żołądku było pusto zamówiliśmy sobie jakieś żarcie w Karczmie Suskiej (jedzenie smaczne ale jak na mój apetyt było go za mało, ceny lekko zbójeckie, ale dało się przeżyć). Ela z Piotrkiem przyjechali z Kobiernic, mieli więc za sobą również spory odcinek trasy. W miłej atmosferze przy jedzonku, dowiedziałem się co nieco o ludziach z Bikestats i o samym portalu. Dostaliśmy od Niradhary naklejki Bikestats, aby można nas było wyłapać z tłumu. Chciałbym za nie raz jeszcze bardzo podziękować, od siebie i od dziewczyny, która również jest Bikestatowiczką ;).
Po 1.5 godzinnej mniej więcej przerwie i zrobieniu sobie wspólnych fotek grupa się rozdzieliła i tak Ela z Piotrkiem pojechali zwiedzać atrakcje Suchej Beskidzkiej a Hubert (Gibson) w ekspresowym tempie udał się samotnie z powrotem do Krakowa. My z kolei pojechaliśmy dalej na przełęcze Przysłop i Krowiarki ;).
Pamiątkowe zdjęcie z Suchej Beskidzkiej ze specjalną dedykacją dla Niradhary, która postanowiła "ustawić" mnie do pionu i zmobilizowała do zamieszczania zdjęć na swoim blogu. Kolejno od lewej ekipa z Bikestats: Piotrek (Kajman), Ela (Niradhara), Hubert (Gibson) i organizator wycieczki Przemek (Shem), ja jestem z drugiej strony obiektywu ;p:

Spotkanie w Suchej Beskidzkiej© stamper
Jak wspomniałem powyżej, razem z Shemem odbiliśmy z Suchej na przełęcz Przysłop (661 metrów n.p.m). Droga wznosiła się dosyć leniwie, podjazd nie sprawił mi jakiegoś problemu, po drodze Przemek zrobił mi zdjęcie jak jakiś wariat wyprzedza mnie i furmankę na trzeciego. Na przełęcz wyjechałem trochę przed Przemkiem, który nie chciał podnosić sobie tętna ;-p. Z przełęczy był fajny widok na góry, jednakże nie zrobiłem tam jakiegoś ciekawego zdjęcia, słońce stało za wysoko, zdjęcia wychodziły więc lekko zamglone i mało kontrastowe. Z przełęczy udaliśmy się w stronę Zawoi i naszego głównego celu czyli Krowiarek.
W Zawoi zatrzymaliśmy się na chwilę pod kolejnym drewnianym kościołem. Jak napisał w swojej relacji Shem (ja nie sprawdziłem) jest to: "kościół św. Klemensa, Papieża i Męczennika. Zbudowano go w 1888 r. Do zbudowania tego kościoła użyto drewna ze stojącego w tym miejscu poprzedniego kościoła z lat 1757-59".
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,97172,kosciol-w-zawoi.html]

Kościół w Zawoi© stamper
Wyjeżdżając z Zawoi naszym oczom ukazała się Babia Góra, majestatyczny ośnieżony beskidzki kolos:

Babia Góra© stamper
Podjeżdżając pod przełęcz Krowiarki (1018 metrów n.p.m) musieliśmy założyć na nasze opony łańcuchy, bo bez nich ani rusz w takim terenie ;).
url=http://photo.bikestats.eu/zdjecie,97181,znak-drogowy.html]

Znak drogowy© stamper
Na Krowiarkach zatrzymaliśmy się na chwilę, zjadłem resztki swojego żarcia i podroczyłem się chwilę z kobietą sprzedającą tam oscypki, niestety nie miała nic o smaku czekoladowym, więc nie dokonałem u niej żadnego zakupu. Gdy mieliśmy już zbierać nasze dupska w drogę powrotną, na przełęcz od drugiej strony podjechał kolarz. Zatrzymał się na chwilkę i zaczęliśmy z nim rozmawiać. Spytałem się go skąd jest, okazało się, że z Nowego Sącza. Wystarczyło mi jedno spojrzenie na jego rower (nie na twarz ;) i wiedziałem, że to Kr1s1983 (Krzysiek) czyli numer 1 w tym roku z Bikestats. Robił sobie rekreacyjną 250 kilometrową trasę po górach ;). Zrobiliśmy sobie pamiątkowe zdjęcie, Krzysiek ze swoim wzrostem wygląda przy nas jak Wyrwidąb, ja mam niby z metr osiemdziesiąt a wyglądam przy nim jak kurdupel:

Krowiarki z chłopakami© stamper
Z Krowiarek wspólnie z Krzyśkiem zjechaliśmy do Makowa Podhalańskiego, Krzysiek bardzo nam odjeżdżał na zjeździe na swojej szosówce, mimo, że pedałowałem przez połowę zjazdu nie mogłem go dognać, musiał na nas zaczekać na dole. Z Zawoi pojechaliśmy w trójkę przez Skawicę w stronę Makowa Podhalańskiego. Mieliśmy w sumie ze 25 km z górki a jeszcze Kr1s1983 nas podciągał na swojej kolarce, więc do Makowa dotarliśmy w ekspresowym tempie. W Makowie Krzysiek się od nas odłączył, pojechał w stronę Krakowa głównymi drogami, a my postanowiliśmy się zmierzyć z jeszcze jednym większym podjazdem. Był to podjazd pod Makowską Górę (699 metrów n.p.m, wyjeżdża się na 602 metry). W przekroju całej trasy był to najbardziej stromy podjazd, jak się później okazało i tak jechaliśmy od tej łagodniejszej strony. Podjeżdżając zatrzymaliśmy się zrobić kilka zdjęć, z południowej strony zboczy roztaczały się chociażby takie widoki:

Widok z Makowskiej Góry© stamper
Z drugiej strony makowskiej góry są natomiast takie oto obrazki:

Makowska Góra© stamper

Widok z Makowskiej Góry© stamper
Zjeżdżając z Makowskiej Góry można było się naciąć na auta jadące z naprzeciwka, droga jest bardzo wąska i jest naprawdę stromo, w zeszłym roku droga ta była wyłożona betonowymi płytami, w tym jest już położony asfalt. Zjazd skończył się w Budzowie skąd pojechaliśmy w stronę Sułkowic. Po drodze czekał nas jeszcze niewielki podjazd pod przełęcz Sanguszki (480 m n.p.m).

Przełęcz Sanguszki© stamper
Powoli zapadał już zmierz więc po zrobieniu kilku fotek ruszyliśmy w te pędy w stronę Krakowa. Mieliśmy spory kawałek z górki bo aż do Sułkowic, skąd następnie przez Biertowice i Radziszów dojechaliśmy do Skawiny. Tu rozstałem się z Przemkiem, chciałem dokręcić jeszcze kilkanaście dodatkowych kilometrów aby wyszło mi 200 km, odbiłem więc w stronę Tyńca. Jechało mi się mimo zmroku bardzo fajnie, praktycznie zerowy ruch. Wszystko co dobre tego dnia skończyło się dla mnie gdy podjeżdżałem na małe szutrowe wzniesienie przed torem kajakowym. Podjeżdżając na te raptem z 5 metrowe wzniesienie zerwałem hak mocujący przerzutkę, pogiął mi się łańcuch i przerzutka też jest do wymiany. Nie mając ze sobą skuwacza ani zapasowego haka pojechałem sobie na rowero-hulajnodze do domu, zostało mi do pokonania jakieś 15 km od miejsca tego wypadku. Średnia mi trochę spadła ale nie było tak źle po 1,5 godzinie dotarłem do domu, niestety nie zrobiłem pierwszej tego roku dwusetki, zabrakło mi niecałe 6 km. Dałem sobie spokój z dokręcaniem kilometrów, hulajnoga nie jest dla mnie najwygodniejszym środkiem transportu a tak wyglądała moja przerzutka jak ją sfotografowałem rano:

Złamany hak© stamper
Dziękuję wszystkim z którymi jechałem (Przemek, Hubert, Krzysiek) i tym, których miałem przyjemność poznać i spotkać tego dnia (Ela i Piotrek). Mam nadzieję, że już niedługo ponownie spotkamy się na trasie.
Kategoria Z kimś, > 100 km, Sakwiarstwo
Dane wyjazdu:
35.19 km
0.00 km teren
01:41 h
20.91 km/h:
Maks. pr.:55.90 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:291 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Zakopane - Sucha - Ząb - Bańska Wyżna - Nowy Targ i Krak, z dworca do chałupki
Niedziela, 11 kwietnia 2010 · dodano: 11.04.2010 | Komentarze 2
Z Zakopca wyjeżdżamy z samego rana aby zdążyć na pierwszy pociąg z Nowego Targu do Zakopanego. Aby nie jechać tą trasą co wczoraj, odbijamy w lewo i skręcamy do miejscowości Sucha. Do Suchej mieliśmy bardzo fajny wiatr w plecy i cały czas z górki, zjeżdżając z głównej drogi od razu czekał nas kilkukilometrowy podjazd. Do miejscowości Ząb, czyli jakieś 5km droga cały czas pięła się do góry, niby nie tak ostro ale jednak jest to podjazd całkiem, całkiem. Według Wikipedii miejscowość Ząb jest najwyżej położoną wsią w Polsce. Nie wiem czy to prawda, ale na szczycie wzniesienia przywitały nas zupełnie inne warunki pogodowe. Zaczęło strasznie sypać śniegiem i wiał masakryczny wiatr. Beacie podjazd zajął trochę więcej czasu ale dała radę, wyjechała pod to wzniesienie bez zatrzymywania się, wydaje mi się, że to dla niej niezłe osiągnięcie.Zjeżdżając do Bańskiej Wyżnej trzeba było nieźle hamować aby nie wyłożyć się na jakiejś dziurze, tym bardziej, że niewiele było widać, tak dawało nam po oczach śniegiem. Beata to chyba zjechała z zamkniętymi częściowo oczami a ja co chwila musiałem przecierać okulary. W Bańskiej Wyżnej odbiliśmy w boczną dróżkę do głównej drogi do Nowego Targu, jest tam naprawdę fajny zjazd, asfalt dobry, tylko bardzo wąsko. Nie rozpędzałem się za bardzo bo nie znałem tego zjazdu i bałem się, że coś mi wyjedzie z naprzeciwka. Gdy zjechaliśmy do Zakopianki czyli ze 200/300 metrów niżej, śniegu już nie uświadczyliśmy, zamienił się w deszcz. Dało się więc odczuć różnicę wzniesień.
Główną drogą szybko dojechaliśmy do Nowego Targu, droga praktycznie cały czas prowadziła w dół. Sprzyjał nam też wiatr, który pchał nas nieustannie do przodu. Na stacji byliśmy 20/30 minut przed czasem.
Kategoria < 100 km, Wypady z Beatą, Sakwiarstwo
Dane wyjazdu:
124.07 km
0.67 km teren
05:55 h
20.97 km/h:
Maks. pr.:57.20 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1419 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Kraków - Wieliczka- Dobczyce - Mszana Dolna - Rdzawka - Nowy Targ - Zakopane
Sobota, 10 kwietnia 2010 · dodano: 11.04.2010 | Komentarze 3
Budzik nastawiłem sobie na kilka minut przed 5 rano, wstać wstałem, ale nie powiem abym się z rana szybko wybierał. Oczywiście nie spakowałem się wieczorem tylko robiłem to z rana na zaspanego wariata, niby nie brałem dużo rzeczy, ale musiałem uważać aby nie zapomnieć czegoś co mogłoby mi się przydać na trasie. Spakowałem aparat oraz drugi obiektyw, klucze rowerowe, mapki, jedzenie i jakieś dodatkowe ubrania na niepogodę. Plecak z aparatem włożyłem do sakwy aby mi nie przeszkadzał na plecach. Wyszło mi w sumie tego bagażu z 8-10 kilo, niby niewiele ale jak na tak krótki wyjazd to jak zwykle za dużo. No cóż pakować też się trzeba nauczyć, a ja już tak mam, że prawie zawsze wożę nadbagaż.Wystartowałem o 6:30 rano. Pogoda była znośna, zimno, ale nie aż tak jak zapowiadali. Wybrałem sobie drogę przez Wieliczkę, nie miałem ochoty jechać zakopianką. Wydawało mi się, że tu ruch będzie mniejszy ale i tak miejscami było naprawdę sporo aut na drodze. Do Wieliczki poszło bardzo sprawnie, do Dobczyc również, w sumie pierwszy raz jechałem do Zakopanego i ta trasa była mi zupełnie obca. W Dobczycach zrobiłem ze 3 zdjęcia kościoła i pojechałem dalej w stronę Kasiny Wielkiej. Droga zrobiła się lepsza, niby miały być roboty na drogach ale układali co najwyżej zajezdnie autobusowe przy przystankach. W Wiśniowej zatrzymałem się na drugie śniadanie, zamieniłem też opaski na nogach i sfotografowałem XVIII wieczny drewniany kościół. Pogoda zaczęła się lekko psuć, zaczął kropić deszcz.
Wyjeżdżając z Kasiny skręciłem omyłkowo na Nowy Sącz ale szybko zawróciłem. W Mszanie Dolnej dwukrotnie źle mnie pokierowali miejscowi, nie wiem czy specjalnie czy sami się za dobrze nie orientowali. Nadrobiłem więc może ze 2 km, niewiele ale czas mnie naglił bo Beata już dojeżdżała na dworzec w Nowym Targu skąd wspólnie mieliśmy dojechać do Zakopanego.
Z Mszany pojechałem do Rabki (gdzie zaczęło walić gradem), aby nie jechać główną drogą skręciłem na Rdzawkę (812 m n.p.m), jest to miejscowość położona jakieś 250-300 metrów wyżej niż Rabka, jest tam więc naprawdę stromy podjazd, długości może 2.5-3 km ale naprawdę dał mi w kość, przypomniała mi się Norwegia ;-p. Wyjechałem na to wzniesienie z prędkością 7-8 km/h więc niezbyt imponującą. Jak się okazało był to najcięższy podjazd na tej trasie.
W Nowym Targu byłem o 12, zeszło mi trochę przez postoje na trasie (jedzenie i zdjęcia) oraz małe błądzenie i lukanie na mapę. Z Nowego Targu już z Beatą pojechaliśmy w stronę Zakopca. Towarzyszył nam spory ruch na drodze, często mijano nas na tzw. gazetę. Odbijaliśmy więc minimalnie od głównej drogi na dróżki równolegle biegnące do zakopianki, jechaliśmy przez wsie Bańską Niżną, Biały Dunajec, Poronin. Nadrobiliśmy ze dwa, trzy km ale komfort jazdy był o niebo lepszy. Droga bardzo delikatnie pięła się w górę ale Beata dzielnie parła do przodu mimo niezbyt dobrych warunków pogodowych. W Zakopanem pobłądziliśmy chwilkę ale po telefonie do Sylwii szybko wjechaliśmy na właściwe tory i zajechaliśmy pod jej dom. Akurat zaczynała się śnieżna zawierucha.
Po obiadku (pizza ;) poszliśmy pod skocznię, która jak się okazało jest obecnie remontowana (na dole coś tam rozkopują). Później poszliśmy do dwóch knajp gdzie wypiliśmy jakieś piwka a później do domku (w sumie piechotą przeszliśmy ze 6 km). Wieczorem czułem już lekkie zmęczenie (nie spałem poprzedniej nocy za wiele - 5h) i zasnęło mi się na Brudnym Harrym.
Wycieczkę uważam za udaną, sama trasa trochę mnie zawiodła, spodziewałem się większej ilości lasów i bezdroży a tu napotkałem prawie same wioski. Smutny jest też obraz wszech obecnie walających się przy drodze śmieci. Czy tak naprawdę ciężko jest wywieźć swoje brudy na wysypisko czy też nie wyrzucać jadąc samochodem puszek i wszelkiej maści worków i butelek? Nie wiem jak nasze środowisko będzie wyglądało za kilkadziesiąt lat, ale teraz to jest moim zdaniem tragedia.
Kategoria > 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie
Dane wyjazdu:
50.34 km
5.78 km teren
02:15 h
22.38 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Temperatura:16.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:154 m
Kalorie: kcal
Rower:Merida Speeder T1
Do Horyńca - czyli hardcore najbardziej dziurawą drogą jaką w życiu jechałem
Poniedziałek, 5 kwietnia 2010 · dodano: 05.04.2010 | Komentarze 0
Trasa:Długi Kąt-Hamernia-Oseredek-Susiec-Ruda Różaniecka-Płazów-Łówcza (tu się zaczyna dupiata droga przez południowo-roztoczański park krajobrazowy)-Nowe Brusno-Horyniec Zdrój.
Kategoria < 100 km, Sakwiarstwo, Samotnie