Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi stamper vel kudłaty ze wschodniej roztoczańskiej wygwizdówki. Obecnie pomieszkuje sobie w bardzo zadymionej mieścinie, którą tubylcy zwą Krakowem. Wspólnie z Bikestats ma przejechane zaledwie 54489.15 kilometrów w tym 1132.07 w jakimś tam terenie. Mógłby jeździć więcej ale za dużo czasu marnuje na tego beznadziejnego bikestatowego bloga i inne internetowe dziadostwa. Na dziś większą radość sprawiają mu zagraniczne eskapady i w przyszłych latach będzie się starał powolutku, z sakwami eksplorować coraz to nowe obce terytoria. Jeździ sobie z bardzo małą prędkością średnią, coś około 19.92 km/h. Od czasu do czasu bywa obładowany sakwami jak wół (taką jazdę lubi najbardziej) i wcale się tym nie chwali, bo i nie ma czym.
Więcej o mnie.

baton rowerowy bikestats.pl
2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy stamper.bikestats.pl
Flagolicznik zamontowałem w drugiej połowie września 2010 roku. Free counters!
Wpisy archiwalne w kategorii

> 100 km

Dystans całkowity:12506.72 km (w terenie 474.33 km; 3.79%)
Czas w ruchu:626:59
Średnia prędkość:19.95 km/h
Maksymalna prędkość:73.60 km/h
Suma podjazdów:69777 m
Liczba aktywności:89
Średnio na aktywność:140.52 km i 7h 02m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
159.94 km 15.12 km teren
08:43 h 18.35 km/h:
Maks. pr.:56.93 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:747 m
Kalorie: kcal

Skandynawia. Dzień II. Fulltofta Kyrka -Färgaryd/Nissaryd

Niedziela, 19 czerwca 2011 · dodano: 21.08.2011 | Komentarze 2

Dzień II.
Wyruszam koło 10:20, muszę przyznać, że żal mi trochę było opuszczać tak przytulny kibelek ;-). Z rana nagotowałem sobie ryżu na cały dzień aby w trakcie jazdy nie marnować zbyt dużo czasu. Postanowiłem jechać bocznymi drogami. Z Fulltofty skierowałem się na Södrę Rorum omijając w ten sposób Höör. Fotografuję tam kościół, podobnie jak w Haglinge. Z Sösdali kieruję się przez Bronnestad do Tyringe. Z Matteröd do Tyringe mam dziś pierwszy i najdłuższy odcinek szutrowy (5.6 km), jedzie się po nim świetnie, lepiej niż po małopolskich asfaltach ;-p. Pogoda jest zmienna, co kilka km pokropuje deszcz. Z Tyringe kieruję się na Horlinge, ścigam na tym odcinku dwóch kolarzy, na jednym ze zjazdów wyciągam dzisiejszego maksa, blisko 57 km, co jak na niby płaską Szwecję nie jest takie łatwe, zwłaszcza z takim bagażem. Z Haglinge kieruję się na Malę, troszkę błądzę. Ponownie śmigam po szutrze (4.8 km).

Moja dzisiejsza trasa przebiega częściowo podobnie do tej którą pokonywałem dwa lata temu, jednakże spora część trasy trochę się różni. Z Mali kieruję się na główną drogę nr 117 do Markaryd. Przed Bjarnum omal nie rozjeżdżają mnie dwa tiry. Jak widać idioci są wszędzie, w Skandynawii jest ich po prostu trochę mniej, mimo to również trzeba uważać ;-). Przed Markaryd zabieram jeszcze mapki najbliższej okolicy i kieruję się podrzędną drogą w stronę Hinneryd, ten odcinek jest mi dobrze znany bo już tamtędy kiedyś jechałem ;-). Pod Hinneryd wcinam kanapki i ładuję telefon. Trochę niepokoi mnie ładowarka bo jakoś nie widać progresu naładowania mojej baterii. Setny kilometr osiągam na 10 minut przed godziną 18 (tak wcześnie już tego na tej wycieczce nie powtórzę). Przez Torpę docieram do Lindhult. Drogi są tu niemal całkowicie puste, z rzadka mija mnie jakieś auto, otaczają mnie piękne stare lasy mieszane. Sporo jest wiekowych dębów, taka przyroda naprawdę robi duże wrażenie. Wioski oddalone są od siebie od kilku do kilkunastu km, zazwyczaj jest to kilka rozsianych w okolicy drogi domków.

Niebo od kilu godzin pokrywają czarne ołowiane chmury, co jakiś czas z lekka kropi. Przed samym Lindhult rezygnuję z jazdy w stronę Unnaryd (tak jechałem z Marcinem dwa lata temu) i obieram kierunek na Hyltebruk, który ostatecznie również mijam bokiem. Powoli rozglądam się za jakimś sensownym miejscem do spania. Śmierdzący kibel napotkany po drodze zdecydowania odpada ;-p. Powoli robi się ciemno. W Hallaboke skręcam w stronę Färgaryd. Jadę kilka km po szutrze to znów po asfalcie, na budziku mam już ponad 150 km, za Färgaryd wykręcam na Nissaryd i w połowie drogi między tymi miejscowościami znajduję fajną miejscówkę na nocleg. Śpię sobie spokojnie i nawet wygodnie pod mostem...


Södra Rorum, kyrka... © stamper


Häglinge kyrka... © stamper


Droga podrzędna, Szwecja... © stamper


&

Dzisiejsza trasa:



Dane wyjazdu:
103.70 km 0.00 km teren
05:11 h 20.01 km/h:
Maks. pr.:37.29 km/h
Temperatura:24.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Seta w pracy i po pracy...

Czwartek, 9 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 0

Działo się, oj działo się. W sumie po raz pierwszy bez jakiegoś dokręcania wyjeździłem w tej pracy ponad 100 km. Po pracy wraz z 5 kolegami z pracy udaliśmy się na małą bibę do mnie na mieszkanie. Tam również zrobiliśmy kilka setek różnych trunków. Było bardzo zabawnie, mam nadzieję, że po moim powrocie z tegorocznego wypadu uda się nam coś takiego powtórzyć ;-).

Dane wyjazdu:
102.50 km 0.00 km teren
04:54 h 20.92 km/h:
Maks. pr.:47.22 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Tor i praca...

Czwartek, 26 maja 2011 · dodano: 27.05.2011 | Komentarze 0

Przed pracą z Rudziskiem szybszym tempem podjechaliśmy pod tor kajakowy a później na 9 godzin wpadłem do roboty, gdzie też trochę pokręciłem więc kilka km się uzbierało.

Dane wyjazdu:
101.67 km 3.41 km teren
05:31 h 18.43 km/h:
Maks. pr.:57.46 km/h
Temperatura:12.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:849 m
Kalorie: kcal

Lanckorona...

Środa, 4 maja 2011 · dodano: 07.05.2011 | Komentarze 2

Jako, że weekend majowy spędziłem w pracy a trzeba było nadrobić jakoś te zaległości tak więc dzień po tym jak wszyscy skończyli się byczyć, byczyć zacząłem się ja. Rudzisko również miała wolne więc wspólnie uderzyliśmy na południe. Dlaczego na południe? A no dlatego, że z tydzień wcześniej byliśmy na północ od Kraka, a przeca nie można się tak często powtarzać.

Wybór padł na Lanckoronę, pogoda za oknem wydawała się w miarę przyzwoita, co dodatkowo zachęcało nas do ruszenia dupska. Około południa wypełzliśmy z nory. Jechało nam się tak sobie, chyba obydwoje nie mieliśmy ochoty na zbyt szybką jazdę jednakże powolutku turlaliśmy się cały czas przed siebie. Pierwszą część trasy, do Skawiny pokonaliśmy ścieżką wzdłuż Wisły, stamtąd drogą 953 udaliśmy się do Kalwarii, gdzie trochę zabawiliśmy pod tamtejszym Sanktuarium. Porobiliśmy tam kilka pstryków ale nic sensownego z tego nie wyszło, słońce było naszym wrogiem, tak więc po około 40 minutach postoju lekkimi wertepami, wzdłuż kapliczkowej drogi udaliśmy się w stronę Lanckorony. Po drodze sporo razy się zatrzymywaliśmy aby pstryknąć to i owo.

Pod Lanckoronę jest taki fajny, serpentynkowaty podjazd, dosyć łagodny trzeba przyznać, taki w sam raz aby nacieszyć swe oczy okolicznymi widokami. W Lanckoronie po fajnej wertepowatej dróżce podjechaliśmy pod tamtejszy zamek, który okazał się już tylko i wyłącznie kupą gruzu, nie wartą za bardzo wyjmowania aparatu z torby. Jako, że czas nas naglił po kilku minutach na szczycie udaliśmy się w drogę powrotną, skąd przez Jastrzębię, Pochybię, Wolę Radziszowską, Skawinę i Tyniec udaliśmy się do Kraka gdzie zjedliśmy jeszcze po jakimś kebabie i udaliśmy się spokojnie do chałupki.

Podsumowując, wyjazd bardzo udany, może trochę leniwy, ale w sumie nie było po co się spieszyć. Cel zrealizowaliśmy, Ruda znowu zrobiła setkę a ja choć troszkę leniwie pokręciłem korbą...

Poniżej zarzucam kilka gniotków:

Buraczane górki. © stamper


Okolice Zebrzydowic © stamper


Wszędzie wiosna. © stamper


Rudy tryptyk. © stamper


Zza drzewa. © stamper


Ruda na szlaku. © stamper


Sanktuarium w Kalwarii Zebrzydowskiej. © stamper


Droga krzyżowa w Kalwarii. © stamper


Kalwaryjskie klimaty. © stamper


Kapliczka... © stamper


Lanckorońskie klimaty. © stamper


Skawińskie kominy. © stamper




Dane wyjazdu:
100.37 km 9.40 km teren
04:50 h 20.77 km/h:
Maks. pr.:67.13 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:708 m
Kalorie: kcal

Rabsztyn...

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 30.04.2011 | Komentarze 2

Wycieczka odbyła się w sumie tydzień temu, ale jak zwykle opierniczam się z dodawaniem wpisów ze zdjęciami. Teraz też nie mam czasu na opisywanie jakichś dupereli bo zaraz śmigam na rower. Napiszę tylko tyle, że było bardzo fajnie, Rudzisko pobiła swój rowerowo kilometrowy rekord, jechał z nami Konrad, który nie potrafił spokojnie trzymać się asfaltu, więc co chwilę brykał po poboczu raz z jednej raz z drugiej strony. Było to dla nas bardzo zabawne, jemu również taka jazda sprawiała przyjemność. Pogoda dopisała nam znakomicie, humory i towarzystwo również tak więc czego można było chcieć więcej.

Szerszy opis znajdziecie tutaj.

Kościółek w Giebułtowie. © stamper


Zamek w Ojcowie. © stamper


Don Konrado. © stamper


Ruda pod zamkiem. © stamper


Pieskowa Skała. © stamper


Polowanie na kadrowanie. © stamper


Zamek w Rabsztynie. © stamper


Rabsztyn... © stamper


Konradowa głowa nie od parady:). © stamper


Niebieskie osiedle. © stamper


Z oddalenia. © stamper


Z innej perspektywy. © stamper


Światłocień. © stamper


Dawno nie było nic po polskiemu więc czas to nadrobić ;-).



Dane wyjazdu:
102.86 km 8.40 km teren
05:43 h 17.99 km/h:
Maks. pr.:67.78 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:860 m
Kalorie: kcal

Podkarpacka setka...

Środa, 9 lutego 2011 · dodano: 13.02.2011 | Komentarze 4

W sumie to prawie podkarpacka setka, bo na Podkarpaciu zrobiłem jakieś 99.5 km a reszta to droga do i z dworca w Kraku. Zaczęło się od tego, że stęskniłem się za czymś co nie będzie mi się kojarzyło z Krakowem i małopolską. Nudzi mi się ciągła jazda po dziurawej Małopolsce, gdzie w co drugim blachosmrodzie siedzi cham za za kierownicą. Chciałem już od tego odpocząć, choćby na chwilę. Pomyślałem gdzie mi będzie lepiej niż na Podkarpaciu? Zadzwoniłem więc do Adaptera kiedy będzie miał jakiś wolny dzień. Chłopak właśnie kończył sesję ale udało mu się wygospodarować kilka godzin na jakiś wypad. Aby nie jechać tylko w dobrze już zgranym (świetnym) towarzystwie zagadnąłem jeszcze kolegę Pawła z naszego bikestats. Paweł zgodził się bez żadnego marudzenia wyruszyć z nami na szlak i punktualnie razem z Adapterem (Marcinem) zjawił się o umówionej godzinie na dworcu w Rzeszowie, na który ja dotarłem tuz po 10.

Paweł okazał się świetnym przewodnikiem po podkarpackich hopkach. Jako rodowity Rzeszowiak (Rzeszowianin czy jak to się tam pisze) pokazał nam takie traski, których sami z pewnością byśmy nie uświadczyli. W tej trasie było wszystko, bardzo fajne podjazdy, zabójczo szybkie zjazdy, teren, obleśne błoto, śnieg, piękne widoki oraz świetne towarzystwo.

O tym jak dokładnie biegła ta trasa za wiele nie napiszę, opisana jest na blogu u Pawła. Tym razem byłem biernym wchłaniaczem trasy, całkowicie zdałem się na kolegów, którzy znacznie lepiej znają te tereny. Trasa biegła jakoś tak:
Opis linka. Przewyższeń było trochę więcej ale jakoś ta stronka nie chce zliczyć tego wszystkiego (może za dużo błota było na szlaku i mapka sobie z tym nie radzi ;-0).

Wypad uważam za bardzo udany, mimo, że pogoda była taka sobie. Humor popsuł mi jedynie jeden idiota jadący wielgachnym tirem, który tuż przed Rzeszowem próbował mnie zmiażdżyć równo z chodnikiem. No cóż palantów za kierownicą (i nie tylko) nie brakuje w naszym pięknym kraju.

Na dworcu miałem zabawną sytuację, zauważyłem, że bilet za rower wyszedł mi złotówkę drożej niż w pierwszą stronę. Zapytałem kasjera o co chodzi, po okazaniu mu starego biletu, powiedział mi, że w pierwszą stronę mój rower został sklasyfikowany jako "rzecz, zwierzę", cena przewozu 4.50, zamiast obecnie standardowo rowerowych 5.50 hehe. Konduktor w pociągu jakoś tego nie zauważył, ja również, no cóż myślałem, że bilety na rower potaniały (jeszcze na wakacjach kosztowały 5 zeta) a tu się okazało, że pkp znowu podniosło cenę.

Jako, że całkowicie nie mam weny do pisania czegokolwiek, przybliżę tę trasę poprzez kilka zdjęć:

Objawienie. © stamper


Nie wyrobił na zakręcie. © stamper


Paweł vel. Kundello. © stamper


Zakamuflowany Adapter. © stamper


Scotto-terenówka. © stamper


Merrowing Treking. © stamper


Przedrożny skansen. © stamper


Podkarpackie hopki. © stamper


A droga śnieżna jest. © stamper


Podkarpackie hopki vol. II. © stamper


Gdy kończy się dzień... © stamper





Dane wyjazdu:
172.55 km 1.90 km teren
08:52 h 19.46 km/h:
Maks. pr.:56.42 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Ogrodzieniec zdominiowany...

Środa, 2 lutego 2011 · dodano: 03.02.2011 | Komentarze 15

Z góry przepraszam za tak nędzną relację ale jak zwykle śpieszę się do pracy. Ostatnio nic nie napisałem, więc teraz wolę napisać cokolwiek.

W sumie nie lubię się powtarzać, ale teraz nie mogłem odmówić. Chłopaki z pracy: Turbomir i Rex wyrazili ochotę wybrania się ze mną na dłuższą trasę. Postanowiliśmy obrać kierunek na Ogrodzieniec, mimo, że byłem tam zaledwie kilka dni wcześniej: "Zamki i zameczki" chętnie przystałem na taką propozycję.

Umówiliśmy się wstępnie na godzinę 8 pod kauflandem na Ruczaju. Oczywiście się spóźniłem, tym razem zaledwie 27 minut ;-p. Po zrobieniu jakichś pierdułkowato-czekolado-podobnych zakupów wyruszyliśmy w trasę. Wpierw obraliśmy kurs na tor kajakowy, gdzie na kładce rowerowej ustrzeliłem kilka zdjęć:

Latający Szkot vs Ghost. © stamper


Ninja Master. © stamper


Chłopaki na szlaku. © stamper


Po kilkunastu minutach postoju ruszamy dalej, początkowo trasa biegnie niemal identycznie do tej, którą robiłem kilka dni wcześniej. Piekary-Liszki-Mników-dolina mnikowska-Baczyn. Przed Frywałdem skręcamy na Nawojową Górę (omijamy zamek w Rudnie pod którym byłem ostatnio z Rudziskiem) i główną drogą kierujemy się na Krzeszowice. W Krzeszowicach odbijamy na północ, wiatr mamy trochę korzystniejszy, bo przez pierwsze 40 km wmordęwind nieźle dawał się nam we znaki. Wiatr osłabł ale za to zaczęły się większe podjazdy. Mimo to Rex, który jechał na singlu nieźle sobie radzi, tak więc jazda idzie nam dosyć dziarsko. Ja mam trochę problemów z osadzającym się lodem na moich okularach, chwilami prawie, że nie widzę drogi, muszę je nieustannie drapać paluchem rękawicy. Przez piękne lasy docieramy do Gorenic a stamtąd przez Witeradów wjeżdżamy do Olkusza. W Olkuszu mamy krótką posiadówkę w MacDonaldzie. Żarcie paskudne ale trzeba było dupę ciut wygrzać.

Z Olkusza odbijamy drogą na Zawiercie, naszym celem jest oczywiście zamek w Ogrodzieńcu. Zaraz za miastem czeka nas ostry podjazd. Temperatura spada do prawie -5 stopni, zaczyna prószyć śnieg i robić się lekka mgiełka.

Oszronione drzewa za Olkuszem. © stamper


Około 10 km przed Ogrodzieńcem odbijamy do miejscowości Chechło. Zaliczamy tam pustynię błędowską. Piasek oczywiście przykrył śnieg ;-):

Pustynia Błędowska. © stamper


Pustynia Błędowska, okolice Chechła. © stamper


Grafficiarski Scott. © stamper


Z Chechła ponownie odbijamy na główną drogę do Ogrodzieńca. Turbomirowi trochę szwankuje rower ale szybko naprawia usterkę. Pod zamek dojeżdżamy tuż po 16, mgła i lekko prószący śnieg nie pozwalają za bardzo na jakieś fotograficzne eksperymenty. Coś tam kaleczę swoim aparatem ale ogólnie wyszła z tego kupa ;-p.

Ruiny zamku w Ogrodzieńcu. © stamper


Ogrodzieniec, zamek. © stamper


Upadły Szkot. © stamper


Skały wokół Ogrodzieńca. © stamper


Z Ogrodzieńca ostro grzejemy w kierunku Pilicy, skąd przez Wolbrom, Skałę (tu troszkę zgubiliśmy drogę (odbiliśmy na Słomniki, zamiast na Kraków) nadrabiamy jakieś 4 km. Jedzie nam się bardzo dobrze, mimo, że pogoda nas nie rozpieszcza, w powietrzu wisi gęsta mgła, pada drobny śnieg i miejscami są bardzo dziurawe drogi o 20;30 dojeżdżamy do Krakowa.

Podjeżdżamy jeszcze na chwilkę na placówkę, ogrzać stopy i łapska i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę. ja udaję się jeszcze na bulwary wiślane zrobić kilka zdjęć (jedno może zamieszczę później).

Chłopaki dzięki za bardzo udany wypad i mam nadzieję, że zrobimy jeszcze sporo wspólnych tras.




Dane wyjazdu:
100.54 km 0.00 km teren
05:14 h 19.21 km/h:
Maks. pr.:37.60 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Miejska setka...

Sobota, 27 listopada 2010 · dodano: 28.11.2010 | Komentarze 1

Nazbierało mi się dzisiaj troszkę km. W pracy wyszło mi ciut ponad 80 km, te pozostałe 20 to dojazd do pracy, wypad na imprezę i powrót okrężnicą do domu ;-). Szkoda mi było nie przejechać 100 miejskich km, więc dokręciłem wracając do mieszkania dodatkowe 3/4 km. W domu byłem około 3:30, hehe.

Cały niemal dzień padał śnieg, troszkę uspokoiło się pod wieczór, ogólnie była niezła ślizgawica. Był to weekend andrzejkowy więc roboty mieliśmy sporo, tym bardziej, że jeden dostawca miał wypadek a dwóch innych walczyło z kapciami ;-).

Dawno nie dodałem żadnego zdjęcia, teraz też nie dodam nic świeżego, tylko odgrzewanego kotleta z 13 lutego tego roku. Pewnie niedługo też będzie tyle śniegu co zeszłej zimy ;-).

Bazylika Najświętszego Serca Pana Jezusa w Krakowie. © stamper



Jutro mam wolne więc może wreszcie uda się gdzieś wyskoczyć poza Kraków ;-).

Dane wyjazdu:
108.14 km 1.50 km teren
05:56 h 18.23 km/h:
Maks. pr.:43.60 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:464 m
Kalorie: kcal

Wmordęwind w dupę jeża, czyli Kraków-Oświęcim-Bielsko Biała.

Sobota, 13 listopada 2010 · dodano: 16.11.2010 | Komentarze 2

Przez 70 km z Krakowa do Oświęcimia wiało okropnie, miejscami prędkość spadał mi do 14/15 km/h. Przy to kajakowym zaliczyłem błotną wywrotkę i jechałem prawie 100 km ubłocony jak świnka ;-). W Oświęcimiu zgarnąłem Beatę z dworca i wspólnie już pojechaliśmy do Bielska-Białej. Wiatr trochę ustał i wiał nam bardziej z boku niż w twarz.

Celem wypadu było spotkanie się z dobrymi znajomymi z czasów studiów, Mileną i Pawłem, było bardzo miło, fajnie było znowu Was zobaczyć. Dziękuję za pyszne poczęstunki, trunki i całe to spotkanie. Mam nadzieję, że w grudniu już w Katowicach spotkamy się w większym gronie.

Pozdrower ;-).

Kościół parafialny w Wilamowicach. © stamper


Wilamowice, kościół. © stamper


Dane wyjazdu:
106.20 km 5.70 km teren
05:18 h 20.04 km/h:
Maks. pr.:55.60 km/h
Temperatura:8.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:445 m
Kalorie: kcal

Rzeszów-Przeworsk-Rzeszów...

Niedziela, 7 listopada 2010 · dodano: 08.11.2010 | Komentarze 0

Opis wkrótce...

Miałem dziś jechać na Roztocze ale się rozmyśliłem. Zmieniłem zdanie dopiero za Przeworskiem i stamtąd wróciłem do Rzeszowa skąd już pociągiem pojechałem do Krakowa.

33 km z dzisiejszej trasy zrobiłem ze Scotti i Adapterem. Trasa biegła tak: Rzeszów, ulica cicha akademiki-Słocina-Malawa (bardzo fajny podjazd), do Albingowej jechaliśmy drogą utwardzaną oraz wyłożoną betonowymi płytami, po drodze mijaliśmy kościół św. Magdaleny-Markowa-Gać-Studzian-Przeworsk-Gniewczyna Łańcucka-Korniaktów Południowy-Białobrzegi-Wola Mała-Palikówka-Krasne-Rzeszów akademiki (ul. Cicha)-krótkie kręcenie po Rzeszowie w poszukiwaniu bankomatu-dworzec pkp w Rzeszowie-Dworzec pkp w Krakowie-mieszkanie.

Pogoda trochę gorsza niż dzień wcześniej, zimniej i troszkę deszczowo. Marcin, Justyna dzięki za te kilkadziesiąt km przejechanych wspólnie, bardzo miło mi się z Wami jechało.
Pozdrower